niedziela, 3 listopada 2019

Stanisław "Oko" Kowalski

Stanisław Kowalski urodził się 29 stycznia 1894 w Krakowie, zmarł 2 czerwca 1971 również w Krakowie. Był piłkarzem Wisły w latach 1913-1922, występował na pozycji prawego pomocnika. Wraz z wybuchem I Wojny Światowej Wisła zawiesiła działalność, a jej zawodnicy rozjechali się po frontach Wielkiej Wojny. Tak samo stało się ze Stanisławem Kowalskim, który walczył w 5 pułku piechoty Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Stanisław Kowalski był w wojsku znakomitym zwiadowcą. Z tego względu zyskał sobie przydomek "Oko". Po rozwiązaniu Legionów trafił do II Korpusu gen. Hallera. Już po odzyskaniu niepodległości brał udział w wojnach tę niepodległość ochraniających w latach 1918-20. 


Jednocześnie po reaktywacji Wisły Kraków gra dalej w piłkę - na tyle często, na ile pozwala mu na to służba wojskowa. To oznacza, że jego imię i nazwisko w składzie Wisły częściej zaczęło się pojawiać w latach 1921-22, po zakończeniu walk i ustaleniu granic odrodzonego państwa. Z białą gwiazdą na piersi Kowalski występował między innymi w krakowskiej A-klasie - mistrzostwach okręgowych stanowiących wstęp do mistrzostw Polski. Wkrótce jednak przeniósł się do Legii Warszawa. Stanisław Kowalski brał w czasie I WŚ często udział w legionowych meczach piłkarskich. Może zatem uchodzić za jednego z twórców Legii Warszawa - stołeczny klub uważa się bowiem za kontynuatora legionowej drużyny. Legia po reaktywacji w Warszawie chętnie sprowadzała zawodników z lat 1916-17, Kowalski - podobnie jak wielu innych kolegów z legionowego boiska - zasilił warszawski klub. W 1926 roku zakończył w nim karierę piłkarską. 

Stanisław Kowalski (stoi 5 z prawej) w drużynie Wisły w 1922 roku

Pod koniec życia Kowalski odpowiedział na apel gazety "Tempo" i Towarzystwa Sportowego Wisła i spisał swoje wspomnienia futbolowe. Pierwsza część opisuje same początki krakowskiego piłkarstwa, gdy na Błoniach sklecało się bramki z bambusowych tyczek połączonych taśmą (służącą za poprzeczkę), a pojęcie zawodników i sędziego o przepisach było dość mgliste. Arbitrzy potrafili więc podyktować rzut karny za... zagranie piłki głową. Druga część wspomnień poświęcona jest wyjazdowi Wisły do Łodzi, będącej pod zaborem rosyjskim. Piłkarze Wisły posługiwali się fałszywymi paszportami i przekupili pograniczników - wszystko po to, by dotrzeć do Łodzi i nawiązać kontakt z polskimi piłkarzami ponad granicami politycznymi. 

Ze wspomnieniami Stanisława Kowalskiego można zapoznać się tutaj. Stanisław Kowalski to także jeden z bohaterów naszej książki "Niepodległa Polska - Odrodzona Wisła"

Dlaczego przypominamy sylwetkę tego zawodnika akurat teraz? Kilka dni przed 1 listopada 2019 wspólnie ze Stowarzyszeniem Socios Wisła sprzątaliśmy kilkanaście grobów na Cmentarzu Rakowickim - w tym także mogiłę Stanisława Kowalskiego. Okazało się, że ten grób jest nieopłacony od 2011 roku i może ulec likwidacji. 




Socios Wisła zdecydowało się opłacić przedłużenie nienaruszalności tego grobu na kolejne 20 lat. Kwota 1360 złotych pochodzić będzie ze środków innych, niż regularne składki członków Socios. Gdyby ktoś z Was chciał zatem wesprzeć tę inicjatywę, to zachęcamy do złożenia darowizny: 


Numer konta: 10 1600 1013 1874 7642 1000 0005 Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Aktualizacja 5 listopada 2019: 
Dzisiaj Stowarzyszenie Socios Wisła Kraków opłaciło przedłużenie nienaruszalności grobu Stanisława Kowalskiego! Serdeczne podziękowania dla wszystkich, którzy wsparli tę inicjatywę.


niedziela, 15 września 2019

Jak doszło do zniszczenia trybuny Wisły w 1935 roku?


Wisła Kraków nie miała szczęścia do stadionów. Wbrew pozorom nie komentujemy w tym miejscu bieżącej sytuacji, jako portal poświęcony historii nawiązujemy w tej opinii do wydarzeń sprzed lat.

Przez pierwszych 8 lat swojego istnienia Biała Gwiazda nie miała własnego boiska i musiała wynajmować inne obiekty lub grać na Błoniach lub na łąkach toru wyścigów konnych. Gdy w końcu w 1914 roku Wisła sporym wysiłkiem organizacyjnym i finansowym dorobiła się własnego Parku Sportowego w Oleandrach, kilka tygodni później wybuchła I Wojna Światowa. Wisła zawiesiła działalność, zarządzanie stadionem przejęło miasto Kraków. Nie zwiastuje to niczego dobrego, prawda? Gmina na terenie stadionu zorganizowała... obory dla krów, ale jednocześnie nie zadbała o bezpieczeństwo przeciwpożarowe. Na początku 1915 roku Park Sportowy doszczętnie spłonął (historię Oleandrów opisaliśmy poprzednio w tym miejscu).

Po reaktywacji Wisły w 1918 roku klub ponownie musiał zmagać się z brakiem własnego boiska i intensywnie zabiegał o wydzierżawienie jakiegoś placu i otwarcie własnego stadionu. Udało się to zrealizować w 1922 roku przy alei 3-ego Maja. Trzy lata później teren ten nawiedziła... powódź. Straty przez nią spowodowane okazały się na szczęście nieduże, jednak dziesięć lat później...

Gdy w czwartek 15 sierpnia 1935 roku działacze Wisły przyszli na stadion, musieli być załamani widokiem, który na nich czekał. Z pięknej trybuny, "jednej z największych i najpiękniejszych w Polsce", została sterta desek. W nocy przez Kraków przetoczył się huragan - wobec jego niszczycielskiej siły zabudowania stadionu nie miały szans na przetrwanie. Nie wytrzymały nawet betonowe filary podtrzymujące zadaszenie - jeden został przewrócony, a drugi mocno zachwiany.

Niedawno w zbiorach Muzeum Miasta Krakowa odnaleźliśmy kilka nieznanych wcześniej zdjęć, obrazujących skalę zniszczeń.

Trybuna zniszczona przez huragan, widok "od zaplecza". Zbiory Muzeum Krakowa 

 Trybuna zniszczona przez huragan, widok od strony boiska. Fotografia z gazety Raz, Dwa, Trzy

 Trybuna zniszczona przez huragan, widok od strony boiska. Fotografia z gazety Raz, Dwa, Trzy 

Trybuna zniszczona przez huragan, widok od strony boiska. 


Widok na stadion Wisły od strony budowanego w 1935 roku miejskiego stadionu lekkoatletycznego, w jakiś czas po feralnym huraganie. Większość zniszczeń została już usunięta, na trybunie widać kilka osób prowadzących dalsze prace porządkowe. Zbiory Muzeum Miasta Krakowa

Widok na zniszczoną trybunę Wisły. W tle wieże kościoła Mariackiego, na pierwszym planie solidna betonowa konstrukcja budowanego właśnie miejskiego stadionu lekkoatletycznego. Zbiory Muzeum Miasta Krakowa. 

Działacze nie mieli dużo czasu na rozpaczanie. Szczęśliwie terminarz ligowy tak się ułożył, że najbliższy mecz w roli gospodarza wypadał Wiśle za dwa miesiące - w październiku. Należało podjąć szybkie decyzje co dalej. O naprawie trybuny nie było mowy - zniszczenia były zbyt duże. Prasa spekulowała, że Wisła grać będzie na sąsiednim stadionie lekkoatletycznym, a do czasu jego oddania do użytku postawi co najwyżej prowizoryczne trybuny. 

Faktycznie, 20 października 1935 roku Wisła zagrała z Ruchem Hajduki Wielkie mając... połowę trybuny! 


Wiślacy nie zamierzali jednak rezygnować z własnego stadionu. Widocznie pomni byli swoich doświadczeń z przeszłości i uznali, że nawet najskromniejszy własny kąt jest korzystniejszy od proszenia się o płatną gościnę u innych. Dość szybko dokończono budowę nowej trybuny i już w 1936 roku Biała Gwiazda obchodziła jubileusz swojego 30-lecia na godnie prezentującym się obiekcie. Co prawda trybuna nie była architektonicznie tak ładna, jak poprzednia, ale zaplanowano pewne nowe udogodnienia - obszerną lożę honorową i loże prasowe dla dziennikarzy. 

Loża honorowa na odbudowanej trybunie, maj 1936

Odbudowę prowadzono bardzo oszczędnie. Desek zmiecionych przez huragan nie wyrzucono tylko... wykorzystano ponownie, do naprawienia parkanu wokół boiska. Skąd o tym wiemy? Na zdjęciach wykonanych w 1937 roku dostrzegamy na płocie numery, które nie mają tam racji bytu... Bardziej wyglądają na numery miejsc dla kibiców. Szybkie porównanie ze zdjęciami trybun sprzed wichury potwierdza ten fakt: 



Nawet przy takich zabiegach oszczędnościowych odbudowa stadionu była dla klubu dużym wysiłkiem finansowym. Zaciągnięto pożyczkę, której spłata stanowiła wielkie obciążenie dla budżetu. Jeszcze w 1939 roku zarząd Wisły wystąpił do Funduszu Pracy z prośbą o przydzielenie 10 pracowników do przeprowadzenia bieżącego remontu boiska. Działacze prośbę (pozytywnie rozpatrzoną przez Fundusz) motywowali faktem, że "Towarzystwo nasze nie posiada w obecnej chwili żadnych funduszów, wprost przeciwnie, walczy z trudnościami natury materjalnej, na skutek zaciągnięcia pożyczki na odbudowę trybuny". 

Pismo TS Wisła z sierpnia 1939 w sprawie stadionu

Słusznie odgadujecie, że po odbudowie trybuny Wisła znów nie cieszyła się zbyt długo ze swojego obiektu. Raptem 4 lata po felernym huraganie wybuchła II Wojna Światowa, obiekt zajęli Niemcy, zakazali polskim klubom działalności... Ale to już historia na inny post.

Do dalszej lektury polecamy:
* Dzieje stadionu
* Historia stadionu w fotografii

niedziela, 8 września 2019

Wiślak znajomym Einsteina

Już od kilku tygodni na naszym blogu nie było nowego wpisu - czas to zmienić. Przy okazji to w Wasze ręce oddaliśmy decyzję, o czym będzie opowiadał nowy post. W ankiecie na Twitterze przedstawiliśmy cztery propozycje. Każdy z tych tematów prędzej czy później tu opiszemy, ale za najbardziej frapujący uznaliście wątek Wiślaka, który był znajomym Einsteina. O kogo chodzi? Jaka opowieść się za tym kryje?



Przez kilka pierwszych dziesięcioleci polska piłka nożna miała charakter amatorski. To znaczy, że piłkarze na grze nie zarabiali - futbol był dla nich zajęciem "po godzinach". Piłkarze mieli swoje życie zawodowe - w przypadku Wisły wielu było oficerami w wojsku, wielu urzędnikami, rzemieślnikami (ślusarze, hydraulicy, drukarze itd.). Liczni zawodnicy grali w piłkę w czasie swoich studiów.

Do tej ostatniej grupy należał Jan Weyssenhoff. Do 1907 roku uczył się w II Szkole Realnej w Krakowie, wtedy zainteresował się piłką nożną - pasja ta została mu na całe życie. Początkowo występował w "klubie Jenknera" - drużyna ta, nazywana również "Czerwonymi", jesienią 1907 roku połączyła się z Wisłą Tadeusza Łopuszańskiego. Weyssenhoff był już wtedy studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczęszczał na wykłady z matematyki i fizyki. Kilka lat później rozpoczął prace badawcze z dziedziny fizyki doświadczalnej pod kierunkiem profesora Augusta Witkowskiego (obecnego patrona V LO w Krakowie). Wkrótce otworzył też przewód doktorski.

W tym samym czasie mocno pracował na rzecz rozwoju Wisły Kraków i polskiej piłki nożnej - tak na boisku, jak i w klubowej kancelarii. Nie należał może do ścisłego grona najlepszych polskich futbolistów okresu galicyjskiego, wystąpił jednak w kilku istotnych spotkaniach - między innymi w pierwszych udokumentowanych Wielkich Derbach Krakowa w 1908 roku i w I Igrzyskach Polskich w 1911 roku. Szybko też zainteresował się działalnością "okołopiłkarską" - został sędzią, wszedł w skład zarządu Wisły, odpowiadał za promocję klubu. W 1911 roku został sekretarzem Polskiego Związku Towarzystw Sportowych Piłki Nożnej - pierwszego w historii polskiego związku piłkarskiego, powołanego z inicjatywy Wisły. W późniejszych latach, już w odrodzonej Polsce, był jednym z założycieli PZPN, kierownikiem reprezentacji przy okazji jej pierwszego meczu międzynarodowego, autorem najważniejszego w II RP podręcznika do gry w piłkę (zobacz skan).


Najstarsze zdjęcie Wisły Kraków - jesień 1907 roku. Jan Weyssenhoff w drugim rzędzie, pierwszy z prawej


1911 rok, Wisła z wizytą we Wrocławiu. Jan Weyssenhoff stoi 3 z lewej (lekko z tyłu)


Historyczny, pierwszy mecz Reprezentacji Polski. Budapeszt, grudzień roku 1921. Weyssenhoff jako opiekun drużyny z ramienia PZPN stoi 5 z lewej)

O Janie Weyssenhoffie jako piłkarzu i działaczu sportowym przeczytacie więcej w jego biogramie, w tym miejscu mamy opowiedzieć o jego znajomości z Albertem Einsteinem, cofamy się więc do 1914 roku. Gdy wybuchła I Wojna Światowa Weyssenhoff przebywał w Szwajcarii. Pozostał tam przez cały okres działań wojennych i w Zurichu dokończył przerwany w Krakowie doktorat. Jego praca doktorska miała tytuł "Zastosowania teorii kwantów do obracających się tworów i teoria paramagnetyzmu" i została obroniona w 1916 roku. Weyssenhoff pracował następnie na Uniwersytecie i na Politechnice Federalnej w Zurichu. Absolwentem tej drugiej uczelni w 1900 roku był właśnie Einstein. W tym czasie Einstein mieszkał juz w Niemczech, przyjeżdżał jednak do Szwajcarii na konferencje naukowe. Wtedy właśnie młody polski fizyk spotkał się z nim po raz pierwszy. Oddajemy głos samemu Weyssenhoffowi, który w 1955 roku tak wspominał swoje zetknięcia z Einsteinem (i cytujemy in extenso, bo chyba warto):
Na początku mych studiów na uniwersytecie zurychskim zostałem polecony profesorowi Zanggerowi, wybitnemu znawcy medycyny sądowej i przyjacielowi Einsteina. Po pewnym czasie, gdy sądziłem, że profesor Zangger zupełnie o mnie zapomniał, otrzymuję w r. 1916 kartkę od niego: "Proszę przyjść jutro o szóstej po południu i przynieść ze sobą manuskrypt swej pracy doktorskiej. Będzie profesor Einstein". 
Z sercem na ramieniu poszedłem. Po kilku minutach przyszedł Einstein. Profesor Zangger powiedział: "To jest pan Weyssenhoff z manuskryptem swej pracy, to jest profesor Einstein, wobec tego ja jestem niepotrzebny" - i pozostawił nas samych. Nawiasem mówiąc, Einsteinowi moja praca spodobała się, ale to nie należy teraz do rzeczy. Dość, że nastąpiła potem kolacja, na której oprócz wyżej wymienionych był również obecny cichy współtwórca ogólnej teorii względności, przyjaciel Einsteina, znacznie od niego starszy, inżynier Besso; w dyskusjach z nim - według słów samego Einsteina - powstała ogólna teoria względności. Otóż po kolacji byłem niemym świadkiem jednej z takich dyskusyj. Był cudowny czerwcowy wieczór, siedzieliśmy w półmroku na balkonie, pod nami w oddali błyszczały światła Zurychu, nad nami gwiazdy. Einstein mówił powoli, z namysłem, jakby myśląc na głos, lecz niemal bez dłuższych przerw; z rzadka tylko Besso dorzucał kilka słów, świadczących w każdym razie o tym, że podąża za biegiem jego myśli. Chociaż wówczas nie znałem jeszcze ogólnej teorii względności, pamiętam, że dyskutowali kwestię wzajemnego ruchu dwóch odległych od siebie układów inercjalnych w przestrzeniach międzygwiazdowych. 
Einstein był już wówczas dyrektorem Kaiser Wilhelm Institut fur Physik w Berlinie. Po dwóch z górą latach przyjechał znowu do Zurychu na dwumiesięczny cykl wykładów o obu teoriach względności w styczniu i lipcu 1919 roku. Brał wówczas udział w konwersatoriach fizycznych (zwanych tam Physikalisches Colloquium), na których byłem jednym z dwóch najgorliwszych referentów i wówczas, a szczególnie na wspólnych posiedzeniach w kawiarni, odbywających się po każdym konwersatorium, miałem sposobność bliższego kontaktowania się z Einsteinem. Sława Einsteina rozeszła się już wówczas szeroko po całym świecie. 
Kilka lat przedtem, w r. 1911 w Pradze, Einstein miał na swych wykładach tylko trzech słuchaczów. O dwóch się już przekonał, że nic nie rozumieją, unikał więc jak ognia rozmowy z trzecim, aby zachować chociażby iluzję, że nie wykłada do pustej sali. Teraz w Zurychu takie tłumy przybyły na jego pierwszy wykład, że z sali wykładowej fizyki teoretycznej publiczność przeniesiono najpierw do głównej sali wykładowej fizyki doświadczalnej, a gdy i ta okazała się zbyt mała - do auli. Czy wszyscy z obecnych byli dostatecznie przygotowani do słuchania wykładu, nie wiem, w każdym razie byli to solidni Szwajcarzy, tak że frekwencja utrzymała się aż do końca na tym samym poziomie. 
Przekonałem się, że Einstein wykłada świetnie, spokojnie, konsekwentnie, szczegół za szczegółem, z łatwością można śledzić za biegiem jego myśli; podobnie do Bohra, który mówi zresztą znacznie bardziej nerwowo, obrazowe ruchy jego rąk pomagają w zrozumieniu i świadczą o tym, jak konkretnie sobie Einstein wyobraża wszystko, o czym wykłada. 
Trzecie moje spotkanie z Einsteinem, w roku 1935 w Princeton pod New Yorkiem, było najkrótsze, ale historia nawiązująca do niego jest najdłuższa. Przy pierwszym spotkaniu Einstein, zdaje mi się, nie poznał mnie, ale już następnego dnia widocznie sobie mnie przypomniał, gdyż już z daleka kiwał do mnie na popołudniowej kawo-herbatce w Instytucie Studiów Zaawansowanych (Institute for Advanced Study), zaprosił mnie następnie do swego gabinetu na dłuższą rozmowę i wyłożył mi przy sposobności ogólne wytyczne swej najnowszej teorii; na tablicy były już z góry wypisane wszystkie potrzebne wzory. Do dzisiaj pamiętam ten "prywatny wykład" Einsteina, tak jak gdyby odbył się kilka tygodni temu. Einstein streścił w nim dopiero co ukończoną pracę, wykonaną wspólnie z Rosenem, dotyczącą materii w polu grawitacyjnym jako miejscach, w których znika wyznacznik g współczynników Gμν tensora metrycznego. Wyszedłem po tej rozmowie jak oszołomiony, głęboko oczywiście przekonany - przynajmniej na razie - o słuszności i niepowszednim znaczeniu nowej teorii. Już wkrótce potem Einstein sam uznał tę (nadzwyczaj zresztą ciekawą) próbę za nieudaną i bez wahania porzucił ją, aby szukać na innych drogach rozwiązania trapiących go drobnych niedomagań stworzonej przez siebie wiekopomnej teorii pola grawitacyjnego, bardziej znanej dzisiaj pod nazwą ogólnej teorii względności. 
Parę miesięcy potem w drodze powrotnej do kraju spotkałem w Anglii Schrodingera, który mi opowiedział, że podobne historie powtarzały się już niejednokrotnie w Berlinie, w okresie od r. 1914 do 1933, który, nawiasem mówiąc, Einstein uważał za najszczęśliwszy okres swego życia. Począwszy od jakiegoś roku 1923 Einstein podejmował coraz to nowe próby skonstruowania unitarnej teorii pola. Otóż po każdej takiej nowej próbie Einstein, nie mogąc widocznie oderwać ani na chwilę myśli od swych nowych pomysłów, zwykł był zapraszać do siebie każdego, kto tylko mógł go chociaż częściowo zrozumieć, i wykładał mu swą nową teorię. Tak jak w moim przypadku w Princeton, wzory czekały już na tablicy od poprzedniej rozmowy. Zapytywany o losy teorii sprzed roku lub dwóch, Einstein zwykł był odpowiadać: "Ach, das war ja Blodsinn" - "Ach, to było zupełne głupstwo" lub coś w tym rodzaju. Był więc Einstein typowym romantykiem wśród uczonych. 
źródło: Jan Weyssenhoff, Uwagi o życiu i twórczości Einsteina na tle własnych wspomnień, Postępy Fizyki tom VI, zeszyt 5, 1955 rok, dostępne online

Z tych wspomnień Wiślaka wynika, że znał on także inne tuzy światowej fizyki: Nielsa Bohra i Erwina Schrödingera. Gdy w 1919 roku piłkarz Wisły powrócił do Krakowa, już do niepodległej Polski, podjął pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim i na Uniwersytecie Stefan Batorego w Wilnie. Międzynarodowe kontakty naukowe Jana Weyssenhoffa były niezwykle cenne dla polskiej nauki, z zagranicy przywiózł także obeznanie z najnowszymi zagadnieniami fizycznymi.

Jan Weyssenhoff jest jednym z bohaterów naszej książki "Niepodległa Polska - odrodzona Wisła", w której przedstawiamy zawodników i działaczy Białej Gwiazdy, którzy pracowali nad odbudową swojego ukochanego klubu, a jednocześnie przyczynili się do odrodzenia ojczyzny. Weyssenhoff pojawia się na kartach książki obok żołnierzy, właśnie po to, by pokazać, że odrodzenie Polski po okresie zaborów zależało nie tylko od bohaterstwa na linii frontu - ale także od mozolnej pracy u podstaw w każdej z dziedzin życia społecznego.

 Rok 1922, w tym czasie Weyssenhoff pracował na Uniwersytecie w Wilnie. Przy okazji oczywiście organizował życie sportowe tego miasta. Tutaj w barwach Strzelca Wilno rozmawia z działaczami Wisły przy okazji towarzyskiego meczu w Krakowie (Wisła - Strzelec 7:0). 

 Jan Weyssenhoff (z lewej) w czasie wykładu na Zjeździe Fizyków Polskich w Krakowie, 1934 rok

W czasie II Wojny Światowej Jan Weyssenhoff brał udział w tajnym nauczaniu uniwersyteckim wykładając fizykę i przeprowadzając egzaminy magisterskie i doktorskie. Po 1945 roku ponownie odbudowywał polską fizykę - wydając czasopisma naukowe, organizując międzynarodowe konferencje, utrzymując kontakty z zagranicznymi ośrodkami akademickimi. Brał też udział w reaktywacji Polskiego Związku Piłki Nożnej, był członkiem honorowy TS Wisła. Zmarł w 1972 roku.

Jan Weyssenhoff, fotografia ze zbiorów UJ


Do dalszej lektury polecamy:
* Jan Weyssenhoff - biogram
Wisła Kraków i uczelnie wyższe - o powiązaniach między Wisłą i środowiskiem akademickim i naukowym

sobota, 27 lipca 2019

Poznajcie Kazimierza Wachowicza - współzałożyciela Wisły Kraków

Cały czas poszukujemy źródeł, które dostarczą nam nowych informacji o historii Wisły Kraków. Szczególnie dużo białych plam dotyczy początków Towarzystwa Sportowego, z tym większą radością informujemy, że udało nam się poznać szczegółową biografię jednego ze współzałożycieli Wisły.

Jak często w takich sytuacjach, pomocny był szczęśliwy zbieg okoliczności. Okazało się, że Towarzystwo Sportowe Wisła otrzymało kilkanaście lat temu ofertę zakupu obrazu autorstwa Vlastimila Hofmana. Hofman - jak zapewne wiecie - był malarzem i wielkim kibicem Białej Gwiazdy. Przed wojną namalował liczne dzieła inspirowane Wisłą. W przypadku wspomnianej oferty chodziło akurat o portret Kazimierza Wachowicza. Towarzystwo Sportowe nie zdecydowało się na zakup (ze względu na cenę - adekwatną do wartości, a więc stosunkowo wysoką), ale w zbiorach TS zachowały się zdjęcia portretu.





Kluczowa przy tym okazała się adnotacja z tyłu obrazu - kilka linijek tekstu dopisane przez poprzednich właścicieli. Dopisek ten w kilku słowach opowiada, kim była osoba przedstawiona na portrecie, nadmienia też, że Kazimierz Wachowicz miał syna Jerzego. Szukając informacji o Jerzym Wachowiczu odkryliśmy, że spisał on swoje wspomnienia w dwóch książkach. Na okładce jednej z nich umieścił nawet rzeczony portret swojego ojca!

Byliśmy zatem przekonani, że w książce znajdą się informacje o Kazimierzu Wachowiczu i o Wiśle Kraków. Do książki z łatwością dotarliśmy i faktycznie, zawiera ona wspomnienia o Białej Gwieździe i jej współzałożycielu!

Książka Jerzego Wachowicza - z zaznaczonymi wszystkimi stronami, na których jest mowa o Kazimierzu Wachowiczu i o Wiśle Kraków

Czy Kazimierz Wachowicz grał w ataku i... na bramce?
Dlaczego zakończył piłkarską karierę?
Jak Wisła zwalczała praktykę wchodzenia na stadion bez biletów i dlaczego Wachowicz musiał za to przepraszać generała Monda?
Jak wyglądał mundur wieczorowy Wachowicza jako oficera Wojska Polskiego?
W jaki sposób podpułkownik Wachowicz uniknął wykrycia przez NKWD i śmierci w Katyniu?
Jak fałszywe papiery zapewniły mu zwolnienie z niemieckiej niewoli w czasie okupacji?

Odpowiedź na te pytania i szereg dalszych informacji znajdziecie teraz w biografii Wachowicza na stronie historiawisly.pl.



wtorek, 9 lipca 2019

Nie tylko Wlastimil Hofman - Wisła inspiruje artystów

Jeżeli interesujecie się trochę historią Wisły, to zapewne kojarzycie osobę Wlastimila Hofmana - znakomitego malarza symbolisty, ucznia Leona Wyczółkowskiego i Jacka Malczewskiego, a także... wielkiego kibica Białej Gwiazdy. Hofman już w latach 20. XX wieku jeździł za Wisłą na mecze wyjazdowe, w jego willi odbyła się w 1927 roku pierwsza feta mistrzowska, przede wszystkim zaś Hofman namalował kilkadziesiąt wiślackich obrazów. Każdy z zawodników - włącznie z rezerwowymi - otrzymał od niego w prezencie portret. Prawdziwe opus magnum Hofmana - wiślackie arcydzieło - to obraz mistrzowskiej jedenastki Wisły z 1927 roku namalowany w naturalnych rozmiarach.

Okazuje się, że Wlastimil Hofman nie był jedynym znamienitym artystą, który w piłkarskiej rywalizacji Wisły Kraków znalazł inspirację dla swojej twórczości.

Miesiąc temu jeden z kibiców zamieścił na Twitterze zdjęcie obrazu z prośbą o dalsze informacje na jego temat.


Podjęliśmy ten wątek i oto co udało się ustalić:

Obraz namalował w 1949 roku Adam Bunsch i jest to portret braci Michała i Władysława Filków.

Adam Bunsch urodził się w 1896 roku, zmarł w 1969. W młodości uczęszczał do Gimnazjum św. Anny w Krakowie (dzisiejsze I LO zwane "Nowodworkiem"). W czasach galicyjskich krakowskie szkoły były owładnięte piłkarską pasją, wielu zawodników Wisły było uczniami Gimnazjum św. Anny, zaś czymś powszechnym było, by po lekcjach biec na Błonia, wyznaczyć teczkami i kurtkami bramki i kopać piłkę. Czy Bunsch już wtedy zainteresował się futbolem, sam grał w piłkę lub uczęszczał na mecze Wisły? Bardzo możliwe.

W latach II RP Adam Bunsch ukończył krakowską Akademię Sztuk Pięknych oraz Uniwersytet Jagielloński (kierunek - filozofia). Był wszechstronnym artystą: malarzem, grafikiem, witrażystą, dramatopisarzem. W malarstwie - podobnie jak Wlastimil Hofman - reprezentował nurt symbolizmu. Inna analogia z Hofmanem to znaczenie motywów religijnych - w twórczości obu artystów był to bardzo ważny wątek. Bunsch ponadto zrealizował wiele projektów dla kościołów, między innymi polichromię i witraże do Kościoła Mariackiego w Katowicach.

W 1939 roku Bunsch walczył w Kampanii Wrześniowej, był internowany na Węgrzech i zbiegł do Francji, gdzie dołączył do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W tym czasie między innymi zaprojektował odznakę 1 Dywizji Pancernej generała Maczka.
Odznaka 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka - projekt Adama Bunscha

W 1945 roku Bunsch powrócił do Krakowa. Podjął pracę jako pedagog, jednak ówczesne władze - podejrzliwe wobec patriotów i żołnierzy wracających z zachodu - piętrzyły przed nim trudności. Przykładowo w 1951 roku Bunsch został usunięty z Państwowej Szkoły Przemysłowej w Krakowie. Sztuka religijna zapewne była wtedy dla niego swoistą odskocznią, sferą wolności. Bunsch po 1945 roku zaprojektował i zrealizował wystrój licznych kościołów.

Adam Bunsch
Zdjęcie: Adam Bunsch jr. - Zbiory własne, CC BY-SA 3.0, Wikipedia

W 1949 roku Adam Bunsch namalował interesujący nas portret Michała i Władysława Filków. Prosta scena - dwóch zawodników walczących o pozycję na boisku - w ujęciu Bunscha nabiera cech metafizycznych. Tu nie chodzi o zdanie relacji z "tego oto" meczu, tutaj celem jest głębsza refleksja. Swój udział ma w tym obrana perspektywa, prezentująca zawodników od dołu na tle skłębionego, wielobarwnego nieba. To tło przenosi zawodników w pewien obszar poza konkretną chwilą i poza konkretnym miejscem, nadaje tej scenie charakter uniwersalny. Ponadto postawa graczy, ułożenie ich ciał sprawia, że w refleksji nad tym obrazem przechodzimy od przyziemnego uprawiania sportu do zastanowienia nad kondycją człowieka. Zawodnicy prężą muskuły i są pełni siły, jednocześnie z ich sylwetek bije spokój, pewna harmonia, opanowanie. Dostrzegamy tu potwierdzenie piękna i potęgi ludzkiego ciała.

Czy w powyższym opisie tego obrazu nie ma przesady, czy aby nie nadinterpretowujemy tej prostej było nie było sceny? Cóż, sztuka ma to do siebie, że może skłaniać do różnych ocen i ktoś inny ten sam obraz mógłby inaczej ocenić.

Bracia Michał i Władysław Filek urodzili się koło Wadowic w - odpowiednio -  w 1916 i 1919 roku. Piłkarzami Wisły zostali w 1935 roku za sprawą działacza Białej Gwiazdy, Adama Obrubańskiego. Obrubański odwiedzał mniejsze kluby w okolicach Krakowa i wypatrywał utalentowanych zawodników. W drużynie Legionu Płaszów (późniejszy KS Płaszowianka) w oczy rzucili mu się właśnie bracia Filkowie. Propozycję dołączenia do Wisły przyjęli jako wielki zaszczyt, gdyż od dziecka kibicowali Towarzystwu Sportowemu. Obaj zadebiutowali w pierwszym składzie jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. Najlepsze piłkarsko lata zabrała im wojna. Michał i Władysław brali udział w konspiracyjnych rozgrywkach i reprezentowali Białą Gwiazdę w czasie okupacji, pomimo zakazów i zagrożenia ze strony Niemców. Obaj zresztą byli zaangażowani w ruch oporu w Armii Krajowej. Po wojnie, w nowych realiach politycznych, nie przyznawali się do tego. Wisłę Kraków reprezentowali do 1949 roku - możliwe więc, że obraz Bunscha powstał w tamtym roku właśnie z okazji ich pożegnania. Michał przez krótki czas grał jeszcze w Garbarni, Władysław zaś został jednym z założycieli Hutnika.

Bracia Michał i Władysław Filkowie

Obraz Bunscha skrywa jeszcze jedną ciekawostkę. W zamieszaniu podbramkowym komentatorzy telewizyjni często krzyczą "gdzie jest piłka?". Podobne pytanie możemy sobie zadać oglądając portret braci Filków. Ich spojrzenia zbiegają się w pewnym punkcie poza dolną ramą obrazu. Czy zatem artysta świadomie zrezygnował z wyobrażenia piłki i umieścił ją poza kadrem swojej kompozycji? Otóż nie do końca... Okazuje się, że pierwotnie ten obraz był znacznie większy i przedstawiał pełną sylwetkę obu zawodników. Piłka była u ich nóg. Adam Bunsch nie był jednak zadowolony z efektu końcowego i przyciął płótno do obecnych rozmiarów (87 na 112 centymetrów).

Portret Władysława i Michała Filków można było kiedyś tymczasowo podziwiać w hali Wisły. Ale było to ponad 30 lat temu, gdy obraz ten wypożyczono na czas jednego z jubileuszy Białej Gwiazdy.
Dzieło Bunscha jest w zbiorach Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Można je zobaczyć w "Thesaurus Cracoviensis" przy ulicy Księcia Józefa. Thesaurus to miejsce niezwykłe - nie jest to oddział muzeum, lecz... magazyn. Instytucje takie jak Muzeum Krakowa posiadają olbrzymie zbiory i nie wszystkie obiekty mogą być wystawione, dużo zabytków przechowuje się "na zapleczu". Thesaurus jednak to magazyn otwarty na zwiedzających - po jego korytarzach oprowadzają przewodnicy, którzy jednak - zgodnie z charakterem tego miejsca - opowiadają więcej o sposobach przechowywania i konserwacji zabytków, niż o samych obiektach.

Do dalszej lektury polecamy:
*Biogram Michała Filka
*Biogram Władysława Filka
*Wywiad z Michałem i Władysławem Filkiem przeprowadzony w 1997 roku

Zachęcamy też do wizyty w mini-muzeum Wlastimila Hofmana

sobota, 6 lipca 2019

Bezimienny grób pułkownika Konkiewicza - dalsze informacje

W zeszłym tygodniu zamieściliśmy informację o tym, że Alfred Konkiewicz - piłkarz Wisły i pułkownik Wojska Polskiego - najprawdopodobniej spoczywa w bezimiennej mogile w małej miejscowości w Walii. Zaapelowaliśmy o pomoc w ustaleniu, czy tak rzeczywiście jest i co można zrobić, by poprawić tę sytuację.

Grób Alfreda Konkiewicza

Odzew był duży. Skontaktowało się z nami kilku kibiców Wisły mieszkających w Wielkiej Brytanii i zadeklarowało, że mogą pojechać do Wrexham zbadać sprawę na miejscu. Chęć pomocy zgłosił nawet kibic ŁKSu, mówiąc, że w kwestii pamięci o polskich bohaterach wojennych animozje klubowe nie mają znaczenia i działać należy ponad podziałami.

Z tego miejsca wszystkim składamy podziękowania za wsparcie i chęć pomocy!

Tematem mogiły Alfreda Konkiewicza zajęła się sieć wiślackich szkółek piłkarskich Wisła Kraków UK - okazało się bowiem, że Wisła ma oddział w samym Wrexham! Działacze Wisły UK błyskawicznie skontaktowali się z zarządem cmentarza i uzyskali dalsze informacje:

- Przede wszystkim, uzyskali potwierdzenie, że faktycznie pułkownik Konkiewicz spoczywa w bezimiennym grobie. Jest to po prostu kawałek trawy, bez nagrobka, kamienia czy choćby pamiątkowej tabliczki.
- By postawić tam znak pamięci, potrzebna jest zgoda właściciela.
- Właścicielem grobu był kapitan Ludwik Paweł Stolarczyk. Stolarczyk był dowódcą kompanii i podkomendnym Konkiewicza w 70 pułku piechoty w czasie Kampanii Wrześniowej. Konkiewicz nie miał w Wielkiej Brytanii rodziny i w 1953 roku zmarł w samotności - jego grób wziął w honorową opiekę właśnie kapitan Stolarczyk.
- Ludwik Stolarczyk mieszkał w Londynie i zmarł w 1967 roku. Zgodę na postawienie nagrobka na mogile Konkiewicza muszą więc wyrazić spadkobiercy Stolarczyka.

W tej chwili trwają więc poszukiwania spadkobierców Ludwika Pawła Stolarczyka, zmarłego w 1967 roku. Jeżeli macie jakieś informacje, ślady czy tropy pomocne w tych poszukiwaniach, to prosimy o kontakt!  

Drużyna Wisły Kraków w 1914 roku, przed meczem z Czarnymi Lwów w dniu otwarcia stadionu na Oleandrach. Alfred Konkiewicz stoi z tyłu (najwyższy w grupie). 


środa, 26 czerwca 2019

Czy tak wygląda grób naszego bohatera - pułkownika Konkiewicza?

Na stronie historiawisly.pl staramy się udokumentować miejsca pochówku działaczy i sportowców Wisły Kraków. Wspominaliśmy już poprzednio na tym blogu, że dział "Wiślackie Nekropolie" to jedna z najważniejszych części naszego portalu. Rozbudowując bazę danych o wiślackich nekropoliach chcemy uhonorować tych, którzy odeszli, pokazać, że nie zostali zapomniani, umożliwić współczesnym kibicom odwiedzenie grobów ludzi, którzy w przeszłości budowali potęgę Wisły.

Co jakiś czas udaje nam się "odnaleźć" zapomniane do tej pory mogiły. Przykładowo w zeszłym roku - zupełnie przypadkowo, poszukując innych grobów - natknęliśmy się na miejsce spoczynku Antoniego Januszewskiego, prezesa Wisły w latach 1912-13. Do wielu cmentarzy docieramy osobiście, jak na przykład do Wrocławia na nekropolię Osobowicką, gdzie spoczywa jeden z założycieli Wisły, Władysław Jenkner. Do innych miejsc ze względu na odległość nie jesteśmy w stanie udać się osobiście. Niekiedy pomagają nam kibice Białej Gwiazdy rozsiani po całym świecie - przykładem mogą być fani z Chicago, opiekujący się wiślackimi grobami za oceanem. Ciągle pozostaje wiele cmentarzy czekających na sprawdzenie i udokumentowanie. Miejsca pochówku Wiślaków odzwierciedlają bowiem skomplikowane losy naszej ojczyzny - sportowców i działaczy Białej Gwiazdy zawierucha dziejowa często rzucała w odległe zakątki globu.

Internet dostarcza jednak zupełnie niespodziewanych narzędzi do radzenia sobie z takimi zagadnieniami. Uwierzylibyście, że istnieją portale społecznościowe koncentrujące się na grobach i cmentarzach? Nie jest to pomysł tak absurdalny, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ludzie na całym świecie próbują odtworzyć swoje drzewa genealogiczne i poszukują miejsc pochówku swoich przodków. Na stronach takich jak findagrave.com użytkownicy bezinteresownie wymieniają się informacjami o grobach - można na przykład złożyć prośbę o zdjęcie konkretnej mogiły, choćby oddalonej o tysiące kilometrów. Inny użytkownik - mieszkający akurat w jej pobliżu - odpowiada na tę prośbę udostępniając zdjęcie.

Postanowiliśmy skorzystać z tej możliwości, by odnaleźć informacje o Wiślakach spoczywających w Wielkiej Brytanii. Wielu zawodników i działaczy Wisły przed 1939 rokiem było zawodowymi żołnierzami. Jak wiadomo, w czasie II Wojny Światowej wielu Polaków przedostało się na Zachód by po Kampanii Wrześniowej kontynuować walkę o wolność. Wielu z nich już nie ujrzało Polski i spoczęło w obcej ziemi.

Taki los stał się udziałem Alfreda Konkiewicza. Alfred - urodzony w 1893 roku - był piłkarzem Wisły w latach 1910-1919. Jest w ścisłym gronie tych osób, którym zawdzięczamy istnienie Wisły - w 1918 roku brał udział w reaktywacji klubu po czterech latach niebytu. Wisła zawiesiła bowiem działalność na czas I Wojny Światowej. Sam Konkiewicz w czasie Wielkiej Wojny wstąpił do Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Ciężko ranny w boju pod Pasieczną dostał się do rosyjskiej niewoli - zbiegł z niej po kilku miesiącach i kontynuował walkę. Od 1918 roku był żołnierzem odrodzonego Wojska Polskiego, walczył między innymi w wojnie polsko-bolszewickiej. W II RP był związany z 20 Pułkiem Piechoty Ziemi Krakowskiej (zobacz nasz stary post o... wigilii w 20 pp). Zasiadał we władzach Towarzystwa Sportowego Wisła, był też członkiem zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. We wrześniu 1939 roku służył jako dowódca 70 pułku piechoty. Brał udział w bitwie nad Bzurą, trafił do niemieckiej niewoli i został osadzony w obozach jenieckich. Po wojnie zamieszkał w Wielkich Brytanii. Według dostępnych w internecie informacji spoczął w 1953 roku na cmentarzu we Wrexham w Walii.

Na stronie findagrave.com poprosiliśmy o zdjęcie jego mogiły i po kilku miesiącach otrzymaliśmy odpowiedź. Powiadomienie o tym, że ktoś spełnił naszą prośbę, przyjęliśmy z radością - samą fotografię jednak ze smutkiem. Oto zdjęcie, które otrzymaliśmy:


Pusty teren, bez nagrobka, bez choćby tabliczki pamiątkowej... Czy tak właśnie wygląda mogiła Alfreda Konkiewicza, bohaterskiego żołnierza, pułkownika Wojska Polskiego?

Niestety, wygląda na to, że tak właśnie jest. Lokalizację grobu potwierdza baza danych gminy Wrexham. Wiemy, że na polskich żołnierzy w Wielkiej Brytanii po 1945 roku nie czekały honory ani splendory, jednak bezimienny grób dla takiej postaci jak Alfred Konkiewicz - to wielka przykrość...



Czy coś można w tej sprawie zrobić? Przykład dali wspomniani już kibice Wisły z Chicago. Gdy dowiedzieli się, że w Cleveland w bezimiennym grobie spoczywa przedwojenny zapaśnik Wisły Stanisław Radwan postanowili działać. Problemem nie była nawet odległość (Cleveland od Chicago dzieli 600 kilometrów). Zorganizowali zbiórkę pieniędzy, załatwili stosowne pozwolenia i ufundowali kamień nagrobny.

Grób Stanisława Radwana w USA przed i po akcji kibiców z Chicago

Może w Walii lub Liverpoolu (miasto Beatlesów od grobu Konkiewicza dzieli 50 kilometrów) są kibice Wisły, którzy byliby w stanie skontaktować się z zarządem cmentarza we Wrexham, zapytać o warunki i koszty postawienia choćby skromnej tabliczki poświęconej pułkownikowi Konkiewiczowi? Wspólnymi siłami moglibyśmy zgromadzić środki potrzebne do odpowiedniego uhonorowania tej postaci.


niedziela, 2 czerwca 2019

Czarna Maska - tajemniczy epizod z 1925 roku

Jedne z najbardziej ekscytujących chwil w pracy nad historią Wisły to te momenty, gdy kontaktują się z nami rodziny dawnych sportowców i oferują udostępnienie prywatnych pamiątek. Tym sposobem odkrywamy prawdziwe skarby, o istnieniu których nawet nie mieliśmy pojęcia. Dzieci, wnuki i niekiedy nawet prawnuki byłych zawodników Wisły przechowują bardzo cenne materiały - zdjęcia, dokumenty i wspomnienia o swoich przodkach. W takich rodzinnych zbiorach zawarta jest historia nigdzie indziej niedostępna i niezmiernie nam miło, że portal historiawisly.pl stał się platformą, na której można udostępnić takie perełki i tym samym utrwalić i upowszechnić pamięć o sportowcach sprzed lat i ich dokonaniach.

Kilka dni temu napisał do nas pan Krzysztof - prawnuk przedwojennego zapaśnika Białej Gwiazdy. Wcześniej o Janie Gawronku mieliśmy bardzo skąpe informacje - nie byliśmy nawet pewni jego imienia, wiedzieliśmy tylko, że nazwisko to przewija się w kilku relacjach prasowych sugerujących, że osoba ta była działaczem i sędzią na zawodach. Pan Krzysztof przekazał nam podstawowe dane do biogramu, takie jak data i miejsce urodzenia oraz śmierci, szczegóły kariery sportowej, osobiste zainteresowania. Okazało się na przykład, że zapaśnik Wisły był przyjacielem Wlastimila Hofmana, pasjonował się też hodowlą gołębi rasowych.

Jan Gawronek


Niezwykły urok mają fotografie Jana Gawronka. Fragmenty walk zapaśniczych prawdopodobnie były pozowane w zaciszu fotograficznego atelier, jednak siłacze spleceni w żelaznych uściskach robią piorunujące wrażenie.





Najbardziej fascynująca jest jednak fotografia drużynowa - 13 zawodników i 3 działaczy, zwały mięśni, zabawne - z dzisiejszej perspektywy oceniając - stroje sportowe i osiłek w czarnej masce wyglądający jak średniowieczny mistrz małodobry.



O co chodzi z tą czarną maską? Może się ona kojarzyć ze współczesnym show lucha libre - wrestlingiem w wersji meksykańskiej, gdzie zawodnicy występują w fantazyjnych maskach. I nie musi to być mylne skojarzenie. W początkach XX wieku zapasy - choć przecież mają bogatą tradycję sięgającą czasów starożytnych - nie zawsze były poważnie traktowane. Często bliższe były pokazom cyrkowym, niż Igrzyskom Olimpijskim. Znani zapaśnicy nie tylko staczali walki, ale także dawali pokazy swojej siły lub wyzywali każdego chętnego na pojedynek - wyznaczając nagrodę pieniężną za odpowiednio długie stawienie oporu.

W tym przypadku czarna maska okazała się elementem, który pozwolił nam dokładniej zidentyfikować tę fotografię. Została ona wykonana w grudniu 1925 roku w hali Sokoła w Krakowie. Wtedy odbyły się zawody atletyczne i relacje prasowe potwierdzają, że brał w nich udział anonimowy zawodnik skrywający się za maską. A było to tak...

Sekcja ciężkoatletyczna (łącząca zapasy i podnoszenie ciężarów) powstała w Wiśle w 1922 roku. W 1925 roku do Krakowa zawitał Zbyszko Cyganiewicz - mistrz świata i gwiazda zapaśnicza światowego formatu. Cyganiewicz robił furorę w Stanach Zjednoczonych, gdzie dorobił się prawdziwej fortuny, a w Polsce głośno było o sukcesach siłacza urodzonego we wsi Jodłowa koło Dębicy. Wisła postanowiła zorganizować pokazowe zawody, a Zbyszko zgodził się wziąć w nich udział. Dla młodej wiślackiej sekcji było to wielkie wydarzenie i okazja do wzbudzenia w Krakowie zainteresowania zapasami.

Impreza odbyła się w hali Sokoła przy ulicy Wolskiej (obecnie Piłsudskiego). W tamtych czasach - i przez kilka kolejnych dziesięcioleci - była to najważniejsza hala sportowa w Krakowie. Zawody z udziałem Cyganiewicza przyciągnęły przeszło tysiąc widzów! Na początek zapaśnicy Wisły stoczyli cztery walki pokazowe. Clou wieczoru były zaś występy Cyganiewicza. Atleta rzucił każdemu chętnemu wyzwanie - kto stanie z nim do walki i nie da się pokonać przez godzinę, otrzyma 1000 dolarów. Była to równowartość prawie 15 tysięcy dzisiejszych dolarów, a więc kwota bardzo wysoka.

Zbyszko Cyganiewicz - legenda polskich i światowych zapasów. Fotografia z dedykacją dla Jana Gawronka. 


Rzuconą rękawicę podjął Franciszek Pawlikowski - współzałożyciel i kierownik sekcji zapasów Wisły. Pawlikowski zapasy uprawiał jeszcze w czasach zaborów, zdobył mistrzostwo Galicji i był Wiślakiem z największym doświadczeniem zapaśniczym. W trakcie walki zdradzał "dobre wyszkolenie i większą rutynę" - to wystarczyło na prawie 13 minut. Po tym czasie Cyganiewicz pokonał Pawlikowskiego, którego jednak "nagrodzono wcale hucznemi oklaskami" za dobrą postawę.

Wtedy do walki stanął zawodnik w czarnej masce. Jak relacjonował Ilustrowany Kurier Codzienny, pretendent ten "nie chciał zdradzić swego incognito, o ile nie potrafi stawić oporu Cyganiewiczowi ponad godzinę". Publiczność zapewne z wielką ekscytacją oczekiwała tej walki. Spotkało ją srogie rozczarowanie, czarna maska wytrzymała bowiem raptem... 3 minuty. Kim był ten anonimowy zapaśnik? Tego prawdopodobnie już nigdy się nie dowiemy.

Na zakończenie imprezy Zbyszko Cyganiewicz przemówił do zgromadzonej publiczności, apelując o jak najliczniejsze uprawianie przez Polaków sportu. Nagrodzono go gromką owacją. Wkrótce potem Cyganiewicz wyjechał ponownie do Stanów na kolejne walki.

Sekcja zapaśnicza Wisły znakomicie się zaś rozwijała. Już w 1926 roku Aleksander Jaworski zdobył pierwszy wiślacki medal Mistrzostw Polski brąz w wadze średniej. Do 1939 roku zapaśnicy Białej Gwiazdy zdobyli ogółem 24 medale MP, z czego 7 złotych.

Do dalszej lektury:
*Historia wiślackich zapasów
*Biogram Jana Gawronka
*Relacja z zawodów w grudniu 1925 roku


środa, 8 maja 2019

Najmłodsi debiutanci

W ostatnich dniach miały miejsce historyczne wydarzenia - w drużynie Wisły zadebiutowali tak młodzi zawodnicy, że wielu kibiców mogło zastanawiać się, czy kiedykolwiek ktoś dostąpił zaszczytu gry w pierwszym zespole wcześniej niż Aleksander Buksa i Daniel Hoyo-Kowalski. Jak to zatem jest z tymi najmłodszymi debiutantami Wisły?

Te rozważania zacząć należy od kluczowego zastrzeżenia - warto analizować jedynie mecze oficjalne. Z jednej strony dlatego, że spotkania nieoficjalne są słabiej udokumentowane i na przestrzeni ponad 110 lat historii Wisły dane o ich składach są bardzo niekompletne. Z drugiej zaś strony pamiętać trzeba, że Wisła została założona przez profesora szkoły średniej dla swoich uczniów. W pierwszych kilku latach funkcjonowania Wisły w drużynie występowali więc sami nastolatkowie - czasem nawet tacy, którzy nie ukończyli jeszcze 14 lat. Dopiero z biegiem czasu z chłopców zrobili się dorośli sportowcy. Tak się też składa, że w pierwszych latach swojego funkcjonowania Wisła rozgrywała tylko mecze towarzyskie, porównanie oficjalnych spotkań da nam zatem bardziej obiektywny obraz (na marginesie można dodać, że w pionierskich latach krakowskiego futbolu średnia wieku w Cracovii była wyraźnie wyższa. Stąd w prasie galicyjskiej dziennikarze często odnotowywali "Wisła jest klubem młodszym", co musiało być ewidentne dla każdego widza - dopiero po latach kibice Pasów próbują dowodzić, że takie uwagi odnosiły się do dat powstania obu klubów, a nie do wieku zawodników - więcej w osobnym artykule).

Drugie zastrzeżenie jest zaś takie, że nasze zestawienie może zawierać luki. Ze względu na ogrom danych (tysiące spotkań i tysiące zawodników do porównania) nie możemy mieć pewności, że klasyfikacja najmłodszych debiutantów ma ostateczną formę i nie zawiera pomyłek.

Wedle naszej "najlepszej wiedzy" conajmniej 34 zawodników debiutowało w oficjalnym meczu Wisły przed osiągnięciem pełnoletności. W tym gronie są i tacy, których nazwiska dzisiejszym kibicom zapewne wiele nie mówią, ale dobrze zapowiadające się kariery nie rozwinęły się należycie. Jest też jednak wielu wybitnych zawodników, jak Kazimierz Kmiecik, Mieczysław Balcer, Jerzy Jurowicz, Andrzej Iwan, Artur Woźniak.

Absolutnym rekordzistą jest Stefan Śliwa, który miał 14 lat i 268 dni, gdy wystąpił w meczu przeciwko Cracovii. Były to bardzo zamierzchłe czasy, bo działo się to w roku 1913. O piłkarskich rozgrywkach sprzed odzyskania przez Polskę niepodległości często się dziś zapomina, wiele statystyk prowadzonych jest tylko dla rozgrywek ligowych (zainaugurowanych w 1927 roku). Tymczasem tamten mecz z 1913 roku był spotkaniem rangi mistrzowskiej - rywalizowano o tytuł najlepszej drużyny w Galicji.


Stefan Śliwa był w wąskim gronie osób zaangażowanych w reaktywację Wisły Kraków po I Wojnie Światowej. W dalszej grze w piłkę nożną nie przeszkadzał mu nawet fakt, że na froncie stracił prawą dłoń. W 1922 roku razem z Henrykiem Reymanem zagrał w reprezentacji Polski - jako pierwszy wiślak w historii.

Daniel Hoyo-Kowalski w momencie swojego debiutu był o ponad rok starszy od Stefana Śliwy, gdy ten pierwszy raz bronił barw Wisły w oficjalnym meczu. Urodzony w Hiszpanii Hoyo-Kowalski miał dokładnie 15 lat i 287 dni, gdy 25 kwietnia 2019 roku wybiegł na murawę stadionu w Sosnowcu. Został tym samym najmłodszym zawodnikiem Wisły w historii polskich rozgrywek ligowych.


Przed Kowalskim liderem tej klasyfikacji był Marcin Jałocha, który 28 marca 1987 roku miał 16 lat i 11 dni. Tego dnia Wisła grała z Jagiellonią Białystok, przy czym był to mecz w ramach II ligi. Jałoszkin odszedł z Wisły w wieku zaledwie 22 lat, ale zdążył w tym czasie rozegrać dla Białej Gwiazdy blisko 140 spotkań, zdobył też srebrny medal olimpijski w Barcelonie w 1992 roku.



Wspominając najmłodszych debiutantów nie można zapomnieć o Mieczysławie Graczu. "Messu" (ten pseudonim zawdzięczał... wadzie wymowy! Gdy mówił o "meczu", brzmiało to właśnie jak "messu") już jako nastolatek zdradzał olbrzymi talent. Działacze (bo działo się to w czasach, gdy Wisła formalnie nie miała trenera) wystawili go do pierwszego składu już w 1935 roku, miesiąc po jego 16 urodzinach (16 lat i 36 dni). Ten debiut był mocno niefortunny, gdyż 8 września 1935 roku Biała Gwiazda przegrała derby z Cracovią aż 0:5. Na kolejny występ Gracz czekał ponad rok, ale gdy ponownie otrzymał szansę, to na wiele lat został najmłodszym strzelcem w historii Wisły. 18 października 1936 roku Messu miał 17 lat i 76 dni, gdy dwukrotnie pokonał bramkarza Dębu Katowice w ligowej potyczce.



Miano najmłodszego strzelca odebrał Graczowi dopiero w 1999 roku Karol Wójcik. Tym sposobem płynnie przechodzimy do kolejnej ważnej daty w historii najmłodszych wiślackich debiutantów. Wójcik bowiem zdobył gola 2 września 1999 roku w spotkaniu Pucharu Ligi z Ruchem Radzionków. Był to wyjątkowy mecz, gdyż Franciszek Smuda delegował na boisko aż trzech szesnastolatków: Pawła Brożka (16 lat, 134 dni), Karola Wójcika (16 lat, 143 dni) i Kamila Kuzerę (16 lat, 175 dni).

Dwadzieścia lat później Paweł Brożek jest prawdziwą legendą Wisły, drugim najlepszym strzelcem w historii Wisły, dwukrotnym królem strzelców Ekstraklasy, siedmiokrotnym Mistrzem Polski. I u jego boku 22 kwietnia 2019 roku swój debiut zalicza Aleksander Buksa, mając 16 lat i 97 dni. Buksa tym samym... wyprzedził Brożka na liście najmłodszych debiutantów.



Co ciekawe, pięciu najmłodszych wiślackich debiutantów swoje pierwsze mecze przegrało. Dla ŚliwyJałochy i Gracza były to trudne początki pięknych i pełnych sukcesów karier. Jak potoczą się losy Daniela Hoyo-Kowalskiego i Aleksandra Buksy? Trzymamy kciuki za to, by oni i inni wychowankowie Akademii Piłkarskiej Wisły... przysporzyli nam dużo pracy! Byśmy musieli często uzupełniać wiadomości, dodawać nowe zdjęcia, aktualizować statystyki na ich stronach na historiawisly.pl!

Więcej o najmłodszych debiutantach:
*Lista zawodników