sobota, 25 sierpnia 2018

Wisła w Copotach, czyli jak Hohenzollernowi zrzedła mina

Latem 1912 roku drużyna Wisły Kraków gościła w Sopocie. Był to najdalszy wyjazd w ówczesnej historii Białej Gwiazdy, wcześniej Wisła wyjeżdżała z Krakowa co najwyżej do Bielska, Lwowa, Warszawy, Łodzi, Wrocławia lub do Czech. Tym razem Wiślacy przebyli prawie 600 kilometrów, a to w celu uczestnictwa w Sopockim Tygodniu Sportowym.

Panorama Sopotu w 1915 roku. Otwarty teren po środku zdjęcia to Plac Mancowy, na którym Wisła rozegrała swoje mecze. Źródło: muzeumpolski.pl


Zoppot - bo tak się wówczas nazywało to miasto - był jednym z najpopularniejszych kurortów Drugiej Rzeszy Niemieckiej. Prowadzono szereg działań, by jeszcze bardziej podnieść jego atrakcyjność - jako przykład podać można otwarcie w 1909 roku Opery Leśnej (Die Waldoper). Tak samo traktować można Sopocki Tydzień Sportowy (Zoppoter Sportwoche), który co roku umilał kuracjuszom czas zawodami jeździeckimi, turniejami tenisa czy meczami piłki nożnej.

O randze tej imprezy świadczy zaangażowanie najwyższych funkcjonariuszy państwa. W 1912 roku Tydzień Sportowy otwierał generał August von Mackensen, stacjonujący w Gdańsku dowódca 17 Korpusy Armijnego, zawodom przyglądał się i w niektórych osobiście uczestniczył następca tronu Cesarstwa Niemieckiego, Wilhelm Hohenzollern!

Charakterystyczna postać Augusta von Mackensen z czapką z trupią główką - symbolem Huzarów Śmierci, jak nazywano pułk kawalerii

Jak doszło do tego, że zaproszenie do Sopotu otrzymała Wisła, tego niestety nie wiemy. Jest to dość zaskakujące, Wisła wcześniej miała kontakty z piłkarstwem niemieckim tylko za sprawą klubów wrocławskich. Może za ich pośrednictwem nawiązane zostały relacje z Sopotem? Tak czy inaczej w lipcu 1912 roku Wiślacy zameldowali się w "Copotach", jak pisała polska prasa.

Warto zaznaczyć, że w Galicji piłkarzami byli przeważnie uczniowie i studenci, z końcem roku szkolnego kończył się też sezon piłkarski, gdyż młodzi zawodnicy najczęściej rozjeżdżali się na wakacje do domów rodzinnych i boiska pustoszały. By wziąć udział w Sopockim Tygodniu Sportowym Wiślacy musieli więc odpowiednio dostosować swoje rodzinne plany.

W Sopocie Biała Gwiazda rozegrała dwa mecze. 6 lipca 1912 roku Wisła rozgromiła Ballspiel und Eislaufvereins Danzig (Gdański klub futbolu i jazdy na lodzie) 8:2! Ten wynik sam w sobie jest sensacyjny, ale urasta do rangi wielkiego triumfu w obliczu faktu, że spotkaniu przyglądał się... sam Wilhelm Hohenzollern! Echa tego dotarły do Krakowa i dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, jaką radość musieli czuć Polacy żyjący w czasach zaborów, gdy w Ilustrowanym Kurierze Codziennym czytali takie zdanie:

Interesującemu matchowi przypatrywał się z żywem zaciekawieniem następca tronu pruskiego załogujący w Gdańsku, przez blisko godzinę i to w czasie, gdy „Wisła” jeden za drugim goalem strzelała w bramkę gdańskich przeciwników.

Zapewne wśród wczasowiczów w Sopocie także nie brakowało Polaków, dla których takie zwycięstwo musiało mieć bardzo słodki smak. Dla Wisły ten wyjazd był też okazją do nawiązania kontaktów z Polakami ponad granicami zaborów - gracze Wisły zwiedzali Oliwę i Gdańsk, gdzie byli gorąco witani przez miejscowych Polaków.

A Kronprinz Wilhelm? Na stronach wikipedii czytamy: Wilhelm prowadził życie arystokratycznego bon vivanta. Był typowym dandysem – typem przesadnie dbającego o wykwintne maniery i zgodny z ostatnimi wymogami modny strój, arystokratycznym elegantem. Miał upodobanie do koni wyścigowych, szybkich samochodów i pięknych kobiet. 

Tydzień Sportu był zapewne dla niego okazją do doskonałej rozrywki. Zachowało się zdjęcie, na którym roześmiany następca tronu na korcie tenisowym w Sopocie prowadzi pod rękę dwie rozweselone panie. Nie wiemy, kiedy dokładnie wykonano to zdjęcie, nie jest jednak wykluczone, że stało się to tuż przed meczem Wisły. Niemiecka prasa relacjonowała bowiem, że Wilhelm na boisko piłkarskie udał się prosto z turnieju tenisowego. Humor musiał mu się bardzo pogorszyć, gdy oglądał, jak przyjezdni Polacy demolują mistrza niemieckiego Pomorza.




Skład Wisły zapisany szwabachą w gazecie Danziger Neuste Nachrichten. Trochę wysiłku wymagało odczytanie tych nazwisk, ale wiemy już, że Biała Gwiazda zagrała w następującym zestawieniu: Szubert, Pustelnik, Bujak, Zawodny, Szczerbiński, Polaczek, Adamski, Olejak, Przystawski, Zawisza, Romański ("Kusy"). Ustawienie to oczywiście klasyczne dla owych lat 2-3-5. Skan gazety został udostępniony dzięki uprzejmości p. Piotra Chomickiego.  

Niemiecka prasa w superlatywach opisywała grę Wisły. Relacje z Danziger Zeitung czy z Danziger Neuste Nachrichten są o tyle ciekawe, że wiele miejsca poświęcają na omówienie stylu Wisły - w tym samym czasie prasa galicyjska nie zamieszczała tak szczegółowych sprawozdań. Możliwe, że krakowscy reporterzy byli przyzwyczajeni do takiej taktyki i nie zwracali na nią uwagi, dla Niemców z Pomorza była to jednak nowość. Wisła grała bowiem to, co zyskało sobie miano "krakowskiej piłki", a co wówczas określano też jako "szkołę wiedeńską". Doskonałą definicję takiej gry znajdujemy właśnie w gdańskiej prasie z 1912 roku:

Goście z Galicji okazali się dobrzy. Są świetnie wyszkolonym zespołem słowiańskiego typu, z wyraźną wiedeńską szkołą: więcej żonglują piłką, niż biegają. Piłka chodzi od jednego gracza do drugiego, jest zagrywana z powrotem i wraca i także przed bramką nie jest inaczej traktowana. Kombinują nawet niemal na linii bramkowej, gdy nasi napastnicy strzelają z daleka. Trzeba przy takiej grze w wysokim stopniu panować nad piłką, w czym krakowianie na swój sposób celują.

Styl ten w Sopocie okazał się bardzo skuteczny. W swoim drugim meczu Wisła pokonała reprezentację Pomorza 2:1. Nie zachowały się żadne świadectwa tego, by Wilhelm Hohenzollern oglądał także drugie spotkanie Wisły - możliwe, że przezornie omijał wtedy plac Mancowy.

Właśnie - na koniec kilka słów poświęcić można ówczesnemu boisku. Mancami nazywano sieci rybackie. Po połowach sieci należało wysuszyć i w XIX wieku rybacy wykorzystywali do tego fragment parku ciągnącego się wzdłuż wybrzeża. Na początku XX wieku na terenie tym zaczęto organizować różne imprezy i festyny, a trawiasty teren nadawał się tez pod boisko piłkarskie.

Plac Mancowy na współczesnym zdjęciu satelitarnym Sopotu. Źródło: google maps

Plac Mancowy tuż po I Wojnie Światowej. Źródło: dawnysopot.pl 

Do dalszej lektury polecamy:
*sprawozdanie z meczu 1912.07.06 BuEV Danzig - Wisła Kraków 2:8
*sprawozdanie z meczu 1912.07.09 Reprezentacja Pomorza - Wisła Kraków 1:2
*"Sopocka victoria" - artykuł Ryszarda Wasztyla z 1986 roku 

piątek, 17 sierpnia 2018

Wizyta w Woli Zręczyckiej. Dworek przesiąknięty historią.

Dwa tygodnie temu mieliśmy przyjemność odwiedzić dworek w Woli Zręczyckiej koło Gdowa. Dworek ten wybudował Władysław Jenkner, jeden z założycieli Wisły Kraków, obecnie zaś znajduje się tam prywatne muzeum prowadzone przez prawnuka Władysława p. Krzysztofa wraz z żoną p. Anetą. Zapraszamy do przeczytania relacji z naszych odwiedzin!

Wola Zręczycka znajduje się za Wieliczką, koło Gdowa, niecałą godzinę jazdy od Krakowa. Na miejsce pojechaliśmy krajową A4, skręcając w lokalne drogi tuż przed Kłajem. Po minięciu łowiska w Nieznanowicach i przecięciu rzeki Raby zaczęliśmy wspinać się wąziutką drogą na szczyt wzgórza. Mieliśmy szczęście, że nikt nie jechał z naprzeciwka, gdyż byłby autentyczny problem z wyminięciem się. Po kilku minutach zza kolejnego zakrętu wyłonił się nasz punkt docelowy - Dwór Feillów.


Drewniany dworek prezentuje się sielankowo - daje poczucie przeniesienia się w czasy Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Wspaniale prezentuje się też szeroki ogród, pełen kwiatów i drzew rzucających przyjemny cień. Istna Arkadia. Okazuje się jednak, że losy tego miejsca były znacznie bardziej burzliwe, niż wskazywałby obecny wygląd. O tym opowiedzieli nam właściciele - p. Krzysztof i p. Aneta, którzy przywitali nas na ganku i zaprosili do wnętrza dworu. 

Prawdopodobnie już w zamierzchłych średniowiecznych albo i wcześniejszych czasach miejsce to było zamieszkałe - sugeruje to strategiczne położenie na szczycie wzgórza, koło rzeki. Pierwsze historyczne wzmianki pochodzą jednak z połowy XIX wieku - wtedy majątek ten zakupiła Anna Feill z domu Olszańska. Była ona córką powstańca listopadowego, który musiał uciekać do Wiednia. Anna poślubiła tam Rudolfa Feilla, który z kolei był synem Francuza, który do Wiednia uciekł przed Rewolucją Francuską. Tak oto wielkie historyczne zawirowania splotły losy tej dwójki. Anna po śmierci męża postanowiła wrócić na ziemie polskie i zamieszkała właśnie koło Gdowa. 

Władysław Jenkner ożenił się z wnuczką Anny, Malwiną Feill. Gdy w czasach II RP stary dworek spłonął od uderzenia pioruna, to właśnie Jenkner zajął się odbudową i zaprojektował nowy budynek. Władysław był przedsiębiorcą budowlanym, miał więc niezbędne doświadczenie i umiejętności, wygląd dworku świadczy też, że nie brakowało mu zmysłu estetycznego. 

Jenkner dużo czasu spędzał poza rodzinnym majątkiem. Z racji wykonywanego zawodu musiał przebywać tam, gdzie aktualnie realizował projekty budowlane. II Wojna Światowa zastała go w Rzeszowie, gdzie pracował w Polskich Zakładach Lotniczych. Tuż przed zajęciem miasta kazał zasypać maszyny zakładowe piaskiem, by okupant nie miał z nich pożytku. Lata wojenne Jenkner spędził we Lwowie. W tym samym czasie Dwór w Woli Zręczyckiej stał się schronieniem i bazą zaopatrzeniową dla partyzantów. Po wojnie rodzina chciała tutaj na nowo ułożyć sobie życie, nowe realia szybko jednak dotarły i do Zręczyc. Władze komunistyczne wywłaszczyły Jenknerów i dosłownie wyrzuciły ich z rodzinnego majątku. Władysław z żoną wyjechali do Wrocławia, tam Jenkner probował ponownie prowadzić firmę budowlaną. Ponownie stracił wszystko, gdy władza "wzięła się" za prywatnych przedsiębiorców i biznes Władysława zrujnowały domiary podatkowe. Jenkner zmarł w 1955 roku. 

W czasach PRL Dwór Feillów był ośrodkiem szkoleniowo-wypoczynkowym Politechniki Krakowskiej. Zdaje się, że przeprowadzano tutaj różne architektoniczne eksperymenty. Przykładowo pierwsze piętro dworku wyremontowano dosłownie nadużywając betonu - był do pomysł conajmniej dziwny, zważywszy, że cała konstrukcja budynku jest drewniana. Rozpoczęto też kopanie... bunkrów, tego projektu jednak nie dokończono. 

Po 1989 roku potomkowie Władysława Jenknera rozpoczęli sądową batalię o odzyskanie rodzinnego majątku. By tego dokonać musieli udowodnić, że... wywłaszczenie przez komunistów było bezprawne. Manifest PKWN z 1944 roku zapowiadał wywłaszczenie majątków o powierzchni większej niż 50 hektarów, Wola Zręczycka była tymczasem mniejsza. Paradoksalnie to właśnie na mocy Manifestu lipcowego udało się majątek odzyskać, bo rodzina wykazała, że komuniści wyrzucając Jenknera z Dworku złamali swoje własne dekrety. Sprawa sądowa trwała jednak bardzo długo i dopiero kilka lat temu Dwór Feillów powrócił w rodzinne ręce. 

Tej pasjonującej historii słuchaliśmy w salonie Dworu z ust prawnuka Władysława p. Krzysztofa i jego żony p. Anety - obecnych gospodarzy tego miejsca. Jednocześnie podziwialiśmy wnętrze dworu, gdzie mimo burzliwych dziejów zachowało się dużo mebli, starych sprzętów domowych, obrazów. Ponownie mieliśmy poczucie przeniesienia się w czasie w odległą epokę, a barwna opowieść gospodarzy ożywiała minione postaci i wydarzenia... 


p. Krzysztof i p. Aneta opowiadają historię Dworu Feillów

Mimo tak skomplikowanych losów zachowało się wiele rodzinnych pamiątek. Dla nas oczywiście najcenniejsze były te dotyczące Władysława Jenknera i jego ojca Wiktora. Władysław był liderem drużyny Czerwonych Kraków. Klub ten powstał w 1906 roku, a jego patronem był Wiktor, przedsiębiorca budowlany. To prawdopodobnie właśnie dzięki wsparciu finansowemu Wiktora Czerwoni mogli zakupić zagranicą profesjonalne stroje sportowe. W 1907 roku klub Jenknera połączył się z Wisłą założoną także w 1906 roku przez Tadeusza Łopuszańskiego. Była to fuzja na równych prawach - po połączeniu klub zachowywał nazwę jednej i barwy drugiej drużyny. Dzisiejsza Wisła jest więc spadkobierczynią obu klubów i dlatego Władysława Jenknera nazywamy jednym z założycieli Wisły. To właśnie od Czerwonych wywodzą się barwy Wisły i symbol gwiazdy. 

W rodzinnych wspomnieniach zachowała się pamięć o tym, że Władysław w młodości był sportowcem i grał w piłkę nożną, państwo Krzysztof i Aneta nie mieli jednak świadomości, że Jenkner był postacią tak znaczącą w historii polskiej piłki nożnej. My z kolei nie znaliśmy jego prywatnych losów i historii jego życia. W tym miejscu p. Krzysztofowi i p. Anecie należą się wielkie podziękowania, bo to dzięki ich dbałości o historię zachowało się tyle szczegółów i można odbudowywać pamięć o Władysławie Jenknerze. Po obszerniejszą biografię zapraszamy na naszą stronę, w tym miejscu przedstawimy kilka pamiątek. 

W Dworze Feillów jest przykładowo świadectwo szkolne Władysława z 1907 roku (ocena celująca z wuefu, nieco niższe noty z innych przedmiotów). 


W jednej z gablot znajduje się szereg pamiątek: jest tu między innymi książeczka wojskowa Władysława wraz z Krzyżem Walecznych za wojnę polsko-bolszewicką, Znak Pancerny (odznaka nadawana żołnierzom formacji pancernych, odznaka Jenknera ma numer 18), karty wizytowe, papierośnica. 

Sporo dokumentów dotyczy spraw wojskowych - zachowała się przykładowo karta mobilizacyjna z 1913 roku i mianowanie Władysława Jenknera na porucznika z 1916 roku:


W końcu nie można też nie wspomnieć o zdjęciach Władysława Jenknera. W dotychczasowych opracowaniach dotyczących historii polskiej piłki Jenkner był co najwyżej wymieniany z imienia i nazwiska, obecnie mamy zaś liczne fotografie i wiemy jak wyglądał ten pionier polskiego futbolu: 





W Dworze Feillów znajduje się o wiele więcej dokumentów i pamiątek - większość z nich dopiero czeka na szczegółowe przeglądniecie, opracowanie i zeskanowanie. Mamy obietnicę p. Krzysztofa i p. Anety, że jeżeli wśród tych materiałów znajdą się kwestie piłkarskie, to dostaniemy o tym informację!

Po kilku przyjemnie spędzonych godzinach opuściliśmy Dworek w Woli Zręczyckiej z przekonaniem, że do tak pięknego miejsca jeszcze wrócimy. 

Prywatne muzeum w Woli Zręczyckiej jest otwarte dla zwiedzających po wcześniejszym umówieniu się z gospodarzami. W Dworku można też wynająć pokój noclegowy, zorganizować konferencję lub szkolenie, sesję fotograficzną lub wesele plenerowe. Po więcej informacji zapraszamy na stronę p. Krzysztofa i p. Anety


Do dalszej lektury polecamy zaś: 

*Kolekcję rodzinnych pamiątek Władysława oraz Wiktora

sobota, 11 sierpnia 2018

Oleandry - miejsce ważne w historii Wisły, miejsce ważne w historii Polski

W tym tygodniu obchodziliśmy ważną rocznicę - 104 lata temu z krakowskich Oleandrów na szlak bojowy wyruszyła 1 Kompania Kadrowa Józefa Piłsudskiego. Wydarzenie to było niezwykle ważne w historii Polski i w historii Wisły. "Kadrówka" była zalążkiem Wojska Polskiego, jej wymarsz oznaczał początek zbrojnej walki Polaków o niepodległość - walki w końcu, po ponad wieku niewoli, zakończonej sukcesem. "Kadrówka" stacjonowała na przełomie lipca i sierpnia 1914 roku na stadionie Wisły - Biała Gwiazda formującym się oddziałom oddała bowiem własny obiekt.

W tym roku Wiślacy zadbali o to, by głośno przypomnieć wkład Wisły w wydarzenia sierpniowe roku 1914. To ważne, bo wkład ten został przez lata zapomniany. Już w II RP częścią mitu legionowego była rzekoma obojętność społeczeństwa wobec "Kadrówki", co miało podkreślać zasługi żołnierzy i wizjonerstwo wodza, realizującego swój plan wbrew przeciwnościom (jak w słowach pieśni legionowej: "Lecz trwaliśmy osamotnieni, a z nami był nasz drogi wódz"). Fakt bezinteresownego oddania przez Wisłę swojego stadionu nie pasował do tej oficjalnej wersji, nie był więc eksponowany (choć Wisła w swoich księgach jubileuszowych krótko o tym wspominała). W PRL zaś cała tradycja legionowa była "politycznie niepoprawna" i tak czyn Wisły popadł w zapomnienie.

Od kilku lat Wiślacy jednak powoli, drobnymi krokami odbudowują tę pamięć. Wydaje się, że zaczyna to przenikać do szerszych kręgów i coraz więcej osób dowiaduje się o wiślackich Oleandrach, pamięta o tym, jest z tego dumna. W tym roku klub zamieścił okolicznościowy artykuł na stronie głównej wisla.krakow.pl, przez media społecznościowe przetoczyła się fala postów i zdjęć przypominających o Oleandrach, przed wczorajszym meczem ligowym 11 tysięcy osób oklaskiwało "Kartkę z kalendarza" na ten temat przeczytaną przez spikera i wyświetloną na telebimie, Wiślaccy Patrioci rozdali zaś fanom okolicznościową gazetkę przybliżającą dzieje Parku Sportowego (cieszymy się, że mogliśmy pomóc w jej opracowaniu). W trakcie meczu na trybunie północnej wisiał piękny transparent zwięźle przypominający, że Legioniści wyruszyli "ze stadionu Wisły po wolność ojczyzny". Wczoraj też awansem obchodziliśmy święto Wojska Polskiego i odśpiewany na wstępie hymn Polski wspaniale komponował się z rocznicą czynu legionowego.


Po meczu zaś, mimo deszczowej pogody, kibice udali się na Oleandry, by także tam oddać hołd bohaterom sprzed 104 lat.

Dzisiaj po Parku Sportowym Wisły w Oleandrach nie ma już śladu. Niejedna osoba zastanawia się pewnie, gdzie dokładnie ten stadion się znajdował i jak wyglądał. Spróbujmy więc ze skrawków informacji i z pojedynczych fotografii odtworzyć to miejsce.

Pierwszy stadion Wisły powstał na terenie zamkniętej kilkanaście miesięcy wcześniej Wystawy Architektury i Wnętrz w Otoczeniu Ogrodowym. Wystawa ta zajmowała obszar wzdłuż dzisiejszej Alei Mickiewicza, od Alei 3-ego maja prawie po obecną ulicę Reymonta.

Makieta z lat 30-tych przedstawiająca teren Wystawy Architektury / Parku Sportowego od strony południowej, czyli od Błoń. Niewielki mostek przerzucony był nad ówczesnym korytem Rudawy, przez bramę wejściową wchodziło się na główny plac.


Makieta z lat 30-tych przedstawiająca teren Wystawy Architektury / Parku Sportowego od strony północnej. Wystawa przedstawiała wzorcowe budynki, realizujące ideały nowoczesnej architektury. Część z tych budynków zaadoptowano pod zaplecze stadionu (na przykład szatnie), część służyła wystawom malarstwa, koncertom itd. Na wolnej przestrzeni pomiędzy budynkami urządzono boisko. 

Boisko znajdowało się na linii północ-południe, wzdłuż obecnej alei Mickiewicza. Stadion funkcjonował raptem kilka tygodni, zachowała się zatem ledwie garstka zdjęć. Jedno z nich pozwala jednak dokładnie ustalić lokalizację boiska. 

Fotografia wykonana 5 kwietnia 1914 roku, w czasie meczu otwarcia stadionu Wisła - Czarni Lwów 3:2. Atak Czarnych na bramkę Wisły, dla naszych rozważań najważniejsze zaś są budynki widoczne w tle. Przetrwały one do naszych czasów. Największy gmach to obecny Zespół Szkół Mechanicznych, obok widać budynek obecnego Zespołu Szkół Chemicznych. Wprawne oko dostrzeże nawet kontury zamku na Wawelu (około głowy piłkarza pierwszego z prawej). 

Drzewa się rozrosły, wybudowano nowe budynki, stare przebudowano, ale możemy jednak bez cienia wątpliwości określić, że płyta pierwszego boiska Wisły znajdowała się tam, gdzie dzisiaj przebiega ulica Ingardena i gdzie stoi Biblioteka Jagiellońska. 


Tu był stadion Wisły. Widok z google street view. 

1914 -> 1917 -> współcześnie


Orientacyjna lokalizacja pierwszego stadionu Wisły na współczesnej mapie Krakowa

Wzdłuż boiska stała mała drewniana trybuna. Jeżeli szliście kiedyś ulicą Oleandry, to przechodziliście właśnie przez miejsce, w którym stała ta trybuna. W tym roku udało nam się dotrzeć do prawdopodobnie jedynego jej zdjęcia: 


Fotografia udostępniona przez p. Jana Kilińskiego, syna piłkarza i działacza Wisły, Szczęsnego Kilińskiego

Dzisiaj po stadionie nie ma oczywiście ani śladu. Park Sportowy spłonął w 1915 roku, gdy zarząd nad obiektem przejęło miasto Kraków. Zachowały się dokumenty świadczące o tym, że zaniedbano podstawowe wymagania przeciwpożarowe, w efekcie zaprószenie ognia doprowadziło do wielkiego pożaru. 

Zgliszcza - tyle zostało po Parku Sportowym

W okresie II RP Oleandry przeznaczono na miejsce monumentalnej architektury modernistycznej:  Muzeum Narodowe, Bibliotekę Jagiellońską, dom im. Józefa Piłsudskiego. 

Wśród tych budynków zabrakło miejsca na choćby tablicę pamiątkową przypominającą pierwsze boisko Wisły. Tym cenniejsza jest pamięć kibiców, której świadectwa mogliśmy wczoraj zobaczyć!

sobota, 4 sierpnia 2018

Jak sensownie ustawiać się do zdjęć - ukryty przekaz fotografii sprzed 100 lat

Oto kilka wybranych zdjęć drużyny Wisły z czasów galicyjskich, a więc sprzed 1914 roku:

1909 rok, drużyna siedzi na stopniach pawilonu w Parku Jordana. Czuwający nad zespołem mężczyzna (stojący z laską na najwyższym stopniu schodów) to prawdopodobnie ówczesny prezes Wisły, Włodzimierz Ustyanowicz.


10 września 1910 roku - najstarsze znane zdjęcie Wisły z Białą Gwiazdą na koszulkach. Fotografię wykonano przy okazji meczu ze Smichovem Praga.  

1911 rok. Zwraca uwagę ośmioramienna gwiazda. 

Drużyna Wisły w 1910 roku. Pan z wąsikiem i w kaszkiecie to sędzia

Co ciekawego łączy te fotografie? Jest w nich ukryty specjalny przekaz. Informacja ta dla dzisiejszych kibiców nie jest oczywista, ale została zapisana w zdjęciach i przetrwała ponad wiek. Otóż ustawienie Wiślaków nie jest przypadkowe - ich miejsce na zdjęciu odpowiada pozycji na boisku! Bramkarz ma po bokach obu obrońców, środkowy rząd to zawsze trójka pomocników, piątka ofensywna stoi koło siebie, zgodnie z porządkiem od zewnętrznych skrzydłowych, poprzez łączników po środkowego napastnika!

Zobaczmy, jak jedno ze zdjęć przekłada się na ustawienie drużyny na boisku (pamiętając, że trzeba dokonać odbicia lustrzanego, tj. lewy obrońca siedzi po lewej ręce bramkarza itd.).


⬇️


To przemyślane ustawianie się Wiślaków do zdjęć jest dla współczesnego kibica mało oczywiste, bo taktyka 2-3-5 jest dzisiaj trudna do wyobrażenia. W okresie galicyjskim była to jednak podstawowa formacja (w polskiej piłce zaczęto od niej odchodzić dopiero po II Wojnie Światowej).

Wykonanie zdjęcia przed meczem musiało być ważną ceremonią, skoro podchodzono do tego z aż takim namysłem, by odpowiednio się ustawić. Dzisiaj możemy być wdzięczni ówczesnym piłkarzom, bo z tych zdjęć możemy odtworzyć informacje skądinąd niedostępne. Dziennikarstwo sportowe w Galicji dopiero raczkowało, sprawozdania z meczów rzadko kiedy zawierały składy drużyn, nie wspominając nawet o głębszej analizie taktycznej. Ze zdjęć możemy zaś wyczytać choćby przetasowania w składzie - na przykład Jan Cudek niekiedy występował jako skrzydłowy, innym razem zaś jako łącznik.

Materiały źródłowe dotyczące Wisły przed 1914 rokiem są bardzo skromne, dlatego każde zdjęcie, każdy dokument, każdą notatkę prasową staramy się bardzo dokładnie analizować. Powyższe zdjęcia to przykład na to, że warto!