niedziela, 12 stycznia 2020

Wielki Mecz Polityczny

Jednym ze sparingpartnerów Wisły w przygotowaniach do rundy wiosennej sezonu 2019/20 jest Dynamo Tbilisi. Biała Gwiazda po raz pierwszy zagrała z Gruzinami w 1951 roku i było to spotkanie niezwykle ważne - nie tyle z punktu widzenia sportowego, co... politycznego.

Historia Wisły Kraków jest niczym lupa, przez którą w zbliżeniu możemy studiować historię Polski w XX wieku. Gdybyśmy chcieli lepiej zrozumieć, jak funkcjonował stalinizm, jak działała komunistyczna propaganda i jak zachowywali się zwykli ludzie w obliczu zakłamania w życiu publicznym, to mecz Wisły z Dynamo jest znakomitym materiałem do analizy. A w zasadzie mecz Gwardii z Dynamo, bo takie nazewnictwo wówczas obowiązywało.

Po zakończeniu II Wojny Światowej terytorium Polski znalazło się w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Ustanowienie radzieckich porządków - pomimo obecności w kraju Armii Czerwonej i prężnie działającego aparatu przymusu - nie było jednak natychmiastowe. Komuniści musieli się liczyć z istnieniem różnych osób, instytucji i organizacji niepochodzących z ich nadania. Celem niektórych było zwalczanie komunistów - tak było przykładowo z tą częścią podziemia niepodległościowego, która zdecydowała się kontynuować walkę po zakończeniu okupacji niemieckiej. Dzisiaj mówi się o żołnierzach wyklętych, wówczas w oficjalnych przekazach piętnowano ich mianem band reakcyjnych. Niektórzy liczyli na jakąś formę swobody lub współpracy, czego świadectwem była tymczasowa działalność polityczna Stanisława Mikołajczyka z Polskiego Stronnictwa Ludowego (Mikołajczyk ostatecznie zrozumiał, że takie nadzieje były płonne i w obawie o własne życie wyjechał z Polski). Były też organizacje apolityczne, których celem było organizowanie różnych aspektów życia społecznego Polaków. Zwykle organizacje te miały swoje korzenie w czasach przedwojennych, okres 1939-45 przetrwały w konspiracji lub w zawieszeniu i po zakończeniu działań wojennych pragnęły wznowić swoją zwykłą działalność.

I tutaj dochodzimy do spraw sportu. Kluby sportowe zasadniczo w swojej działalności nie miały ambicji politycznych - zajmowały się treningami i organizacją zawodów. Komuniści uznali jednak kluby i związki sportowe za wrogów nowego ładu politycznego. W systemie totalitarnym nie było bowiem miejsca na jakąkolwiek aktywność publiczną ludzi, która nie byłaby podporządkowana polityce państwa. Komuniści zatem krok po kroku "po swojemu" urządzali tę aktywność, a za sport wzięli się w 1948 i 49 roku. Przeprowadzona wówczas reforma całkowicie przeorała krajobraz sportowy w Polsce. Celem było zerwanie z dotychczasowymi tradycjami, de facto likwidacja istniejących struktur i powołanie nowych.

Dlaczego podjęto tak radykalne działania? Polskie kluby sportowe w większości powstały w czasach przedwojennych, według obowiązującej ideologii miały więc kapitalistyczno-burżuazyjną proweniencję. Sport tymczasem - jak wszystko w realiach komunizmu - miał służyć umacnianiu socjalistycznych fundamentów państwa. Celem nie mała więc być zdemoralizowana rywalizacja o partykularne zwycięstwo, lecz braterskie współzawodnictwo dla umacniania socjalizmu. Sport miał wychowywać nowego człowieka, wpajać mu podstawy ideologiczne systemu, wdrażać do pracy na rzecz ustroju. Z tego względu wprowadzono Zrzeszenia Sportowe - teoretycznie grupujące poszczególne kluby, w praktyce zaś zastępujące je. Zrzeszenia oparto o różne gałęzie przemysłu lub struktury władzy: górnictwo, wojsko, przemysł chemiczny, aparat bezpieczeństwa itd. Zrzeszenia w ramach totalitarnego oplatania obywateli miały organizować życie sportowe pracowników poszczególnych zakładów pracy. Górnicy mieli uprawiać sport w dedykowanych im klubach górniczych, milicjanci - w milicyjnych, żołnierze - w wojskowych itd. Kładziono więc nacisk na "umasowienie" sportu, przy różnych komunistycznych świętach i rocznicach zrzeszenia składały deklaracje i zobowiązania dotyczące realizacji określonych celów - jak stachanowcy deklarujący przekraczanie norm pracowniczych.

Wisła po nie do końca jasnych zawirowaniach (pierwotnie klub przystąpił do związku kolejarzy) znalazła się ostatecznie pod patronatem milicyjnym. Działacze Wisły liczyli na zachowanie nazwy, barw i symboli klubowych, ale oczywiście nie było o czymś takim mowy. Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków 1 stycznia 1949 roku zostało formalnie wykreślone z rejestru stowarzyszeń i wkrótce nie było już "Wisły" (tak, jak nie było "Cracovii", "Polonii" "Legii" i innych tradycyjnych klubów). Gwardia Kraków była tylko krakowskim oddziałem ogólnokrajowego zrzeszenia milicyjnego.

W następnych latach próbowano jeszcze bardziej zerwać z polskimi tradycjami sportowymi poprzez reformę rozgrywek. Stąd absurdalny z dzisiejszej perspektywy pomysł zrealizowany w 1951 roku - by piłkarskie mistrzostwo Polski przyznać zdobywcy pucharu, a nie zwycięzcy ligi. W niektórych dyscyplinach o mistrzostwo rywalizowały reprezentacje zrzeszeń (a więc zespoły złożone z zawodników zebranych z całego kraju). Wysoką rangę przypisywano mistrzostwom poszczególnych zrzeszeń i masowym spartakiadom. Przy tym wszystkim oczywiście sport miał mieć właściwy wydźwięk propagandowy, odpowiednio oddziałujący na społeczeństwo.

W takim właśnie szerszym kontekście doszło do meczu Wisły (Gwardii) z Dynamo Tbilisi. Oficjalną okazją do wizyty wicemistrza ZSRR w Polsce był miesiąc pogłębiania przyjaźni polsko-radzieckiej. Pojedynek Gwardia - Dynamo zapowiadano w prasie jako największe wydarzenie ówczesnego sezonu piłkarskiego (co też świadczy o tym, że ważniejszy od rywalizacji sportowej był propagandowy wydźwięk piłki nożnej).

Dynamo rozegrało w Polsce kilka spotkań, a na tournée przyjechało... z własnym sędzią. Nazywał się on Czchaturaszwili, ale prof. Jerzy Mikułowski-Pomorski (obecny na meczu jako nastoletni kibic krakowskiej drużyny) wspominał, że przezywano go Golaniewidze. Zadaniem sędziego było naturalnie dbanie o "prawidłowy" przebieg meczu i zagwarantowanie właściwego wyniku. Ostateczny rezultat był jasny jeszcze zanim piłkarze wybiegli na "przyozdobiony" czerwonymi sztandarami, transparentami propagandowymi i portretem Stalina stadion. "Nasi wiedzieli, że muszą przegrać, ale i robili gości „w dziada”. Ten Antadze biegał od jednego do drugiego naszego zawodnika, ci sobie podawali w trójkąciku. Nie mieli zamiaru strzelać, bo im nie wolno było, a tamci byli tacy spoceni, wściekli.. W końcu sędzia się zdenerwował, gwizdnął, pokazał gdzie ma być wolny. To było 3:0 niestety. No ale co było robić?" - relacjonował prof. Mikułowski-Pomorski.

Stadion odpowiednio "przystrojony" na wizytę radzieckich gości

 Scena z meczu Gwardia - Dynamo

Mecz cieszył się autentycznym zainteresowaniem publiczności. Szacunki mówią o ponad 40 tysiącach widzów. Znamienna była forma dystrybucji biletów - zapotrzebowanie na nie zgłaszały... zakłady pracy. W systemie totalitarnym praca nie trwała od 8 do 16 - zakład pracy organizował (a więc i kontrolował) różne sprawy, które dziś wchodzą w zakres czasu wolnego. Zapotrzebowanie na bilety ponoć trzykrotnie przekroczyło pojemność stadionu - co by oznaczało, że chętnych było około 150 tysięcy osób. Wejściówek nie zabrakło dla pewnej szczególnej kategorii widzów: przodowników pracy z wybranych małopolskich kopalni i hut.

Jaki spektakl oczekiwał widzów? Według oficjalnej wersji: pokaz mistrzowskiej gry sowietów w przyjaznej, braterskiej wręcz atmosferze. Rzeczywistość była zgoła odmienna.

Bardzo przenikliwe obserwacje dotyczące tego meczu poczynił Stefan Kisielewski. Rozważał przede wszystkim rozdźwięk między faktycznym przebiegiem wydarzeń, a treścią oficjalnych przekazów na ten temat. 50 tysięcy widzów na żywo oglądało grę nie fair radzieckich gości i stronnicze sędziowanie wypaczające sens rywalizacji sportowej. Na pierwszy rzut oka mogłyby się więc wydawać, że organizatorzy ponieśli propagandową klęskę - wszyscy obecni na stadionie mogli na własne oczy przekonać się o zakłamaniu władz. "Kisiel" argumentował jednak, że widzowie otrzymali znacznie głębszy przekaz, niekoniecznie od razu dla nich oczywisty. Ten mecz był komunikatem od władzy: zobaczcie, możecie się nie zgadzać, możecie się sprzeciwiać i oburzać - nic to nie zmieni, jesteście bezsilni, i tak my wygramy.

Analizę Kisielewskiego, zanotowaną przez Leopolda Tyrmanda w swoich dziennikach, przytaczamy w całości:

„Rok temu grało w Krakowie Dynamo. Na meczu ponad 50000 ludzi dyszących nienawiścią do sowieckiej jedenastki. Wrogość bardziej sportowa niż polityczna, ale zawsze wrogość. Należało tedy przypuszczać, że zgodnie z rozsądkiem piłkarze sowieccy zechcą pozyskać sobie sympatię kibiców, zagrają czysto, uczciwie, fair. Błąd. Rosjanie zagrali z rzadko oglądaną brutalnością, sędzia-Rosjanin – co samo w sobie było nieoczekiwanym nadużyciem – oszukiwał na ich korzyść. Wygrali na siłę, za wszelką cenę i zeszli z boiska ogłuszająco wygwizdani. Dziewięciu ludzi na dziesięciu, w tej liczbie uczciwi, lecz głupi komuniści, powiedzą: propagandowy błąd. Moim zdaniem – nie, a zresztą nie o to chodzi. Propagandowo mecz, jako fakt, ma minimalne znaczenie. Prasa, całkowicie w rękach komunistów, roztrąbi po kraju dokładnie zafałszowany obraz meczu, napisze o przygniatającej przewadze Rosjan i ich dżentelmeńskiej grze, i co im zrobisz? Jak zaprzeczysz? To dla całego społeczeństwa, zaś 50000 krakowiaków otrzymało przy okazji lekcję specjalną. Pokazano im naocznie, że wściekłość wielkich mas ludzkich, sportowa rzetelność i poczucie sportowej sprawiedliwości w ogóle nie korelują, są zupełnie nie a propos w dzisiejszym świecie: Rosjanie muszą wygrać, żeby nawet świat stanął na głowie, no i Rosjanie wygrywają. Taka demonstracja niezłomnej siły komunizmu identyfikuje się z czasem w umysłach ludzkich, wadliwie, lecz faktycznie, z prawidłowością jego zasad i ma daleko donioślejsze znaczenie wychowawcze niż sfałszowana wersja meczu – korzyść doraźna, do załatwienia przez cenzurę. Po kilkudziesięciu latach praktyk dzisiejsze pojęcie sportowej etyki, gry fair, bezstronności sędziowania zanikną, natomiast przekonanie, że Rosjanie muszą zawsze wygrać, pozostanie, utrwali się, umocni, zatriumfuje. To przekonanie wzrośnie w końcu w nas, opory ulegną atrofii, hegemonia Rosjan i komunizmu stanie się prawem natury, nową wyzwoloną świadomością. Wyzwoloną z pojęć, które kilku zdecydowanych na wszystko ludzi uznało za błędne. Przykład z meczem błahy, a do jakich prowadzi konsekwencji…”

Stanowisko sprawozdawcy radiowego karkołomnie zamontowane na dachu trybuny

Oficjalna wersja wydarzeń - piękny pokaz piłki nożnej i braterskie powitanie sportowców.

Refleksje pomeczowe - wiodąca rola Związku Radzieckiego oznacza, że także na polu sportowym Polacy powinni czerpać wzorce ze wschodu. 

Uwagi Kisielewskiego co do treści przekazów medialnych były oczywiście trafne. Jeżeli przeczytamy jedynie relacje prasowe, to odniesiemy wrażenie, że radzieccy goście witani byli z wielkim entuzjazmem, że na nich zogniskowała się cała miłość i wdzięczność, którą Polacy żywili wobec Związku Radzieckiego. Przegląd Sportowy w sprawozdaniu z meczu zawarł nawet takie uwagi:
- Przyjaźń Wielkiego Kraju Rad stanowi dla Polski warunek spokojnej pracy dla szczęśliwej przyszłości
- Kraków w czasie wojny został ocalony dzięki kunsztowi strategicznemu Wielkiego Stalina i bohaterstwu żołnierzy Czerwonej Armii
-  Bez pomocy Związku Radzieckiego nie powstałby potężny kombinat w Nowej Hucie

Co takie treści propagandowe miały wspólnego z meczem? Nic, bo sport był tylko jednym z narzędzi totalitarnej machiny państwowej. Rywalizacja sportowa - stanowiąca wcześniej sedno piłki nożnej - zeszła na dalszy plan, teraz liczyły się funkcje propagandowe i ideologiczne. Spotkanie Gwardia - Dynamo to świetne studium realiów polskiego sportu w czasach stalinowskiej dyktatury.

Do dalszej lektury polecamy:
*1951.11.16 Wisła Kraków - Dinamo Tbilisi 0:3 - relacje z meczu, zdjęcia, komentarze, wspomnienia
*Gwardyjskie dekady - historia Wisły w Zrzeszeniu Sportowym Gwardia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz