Latem 1912 roku drużyna Wisły Kraków gościła w Sopocie. Był to najdalszy wyjazd w ówczesnej historii Białej Gwiazdy, wcześniej Wisła wyjeżdżała z Krakowa co najwyżej do Bielska, Lwowa, Warszawy, Łodzi, Wrocławia lub do Czech. Tym razem Wiślacy przebyli prawie 600 kilometrów, a to w celu uczestnictwa w Sopockim Tygodniu Sportowym.
Zoppot - bo tak się wówczas nazywało to miasto - był jednym z najpopularniejszych kurortów Drugiej Rzeszy Niemieckiej. Prowadzono szereg działań, by jeszcze bardziej podnieść jego atrakcyjność - jako przykład podać można otwarcie w 1909 roku Opery Leśnej (Die Waldoper). Tak samo traktować można Sopocki Tydzień Sportowy (Zoppoter Sportwoche), który co roku umilał kuracjuszom czas zawodami jeździeckimi, turniejami tenisa czy meczami piłki nożnej.
O randze tej imprezy świadczy zaangażowanie najwyższych funkcjonariuszy państwa. W 1912 roku Tydzień Sportowy otwierał generał August von Mackensen, stacjonujący w Gdańsku dowódca 17 Korpusy Armijnego, zawodom przyglądał się i w niektórych osobiście uczestniczył następca tronu Cesarstwa Niemieckiego, Wilhelm Hohenzollern!
Jak doszło do tego, że zaproszenie do Sopotu otrzymała Wisła, tego niestety nie wiemy. Jest to dość zaskakujące, Wisła wcześniej miała kontakty z piłkarstwem niemieckim tylko za sprawą klubów wrocławskich. Może za ich pośrednictwem nawiązane zostały relacje z Sopotem? Tak czy inaczej w lipcu 1912 roku Wiślacy zameldowali się w "Copotach", jak pisała polska prasa.
Warto zaznaczyć, że w Galicji piłkarzami byli przeważnie uczniowie i studenci, z końcem roku szkolnego kończył się też sezon piłkarski, gdyż młodzi zawodnicy najczęściej rozjeżdżali się na wakacje do domów rodzinnych i boiska pustoszały. By wziąć udział w Sopockim Tygodniu Sportowym Wiślacy musieli więc odpowiednio dostosować swoje rodzinne plany.
W Sopocie Biała Gwiazda rozegrała dwa mecze. 6 lipca 1912 roku Wisła rozgromiła Ballspiel und Eislaufvereins Danzig (Gdański klub futbolu i jazdy na lodzie) 8:2! Ten wynik sam w sobie jest sensacyjny, ale urasta do rangi wielkiego triumfu w obliczu faktu, że spotkaniu przyglądał się... sam Wilhelm Hohenzollern! Echa tego dotarły do Krakowa i dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, jaką radość musieli czuć Polacy żyjący w czasach zaborów, gdy w Ilustrowanym Kurierze Codziennym czytali takie zdanie:
Interesującemu matchowi przypatrywał się z żywem zaciekawieniem następca tronu pruskiego załogujący w Gdańsku, przez blisko godzinę i to w czasie, gdy „Wisła” jeden za drugim goalem strzelała w bramkę gdańskich przeciwników.
Zapewne wśród wczasowiczów w Sopocie także nie brakowało Polaków, dla których takie zwycięstwo musiało mieć bardzo słodki smak. Dla Wisły ten wyjazd był też okazją do nawiązania kontaktów z Polakami ponad granicami zaborów - gracze Wisły zwiedzali Oliwę i Gdańsk, gdzie byli gorąco witani przez miejscowych Polaków.
A Kronprinz Wilhelm? Na stronach wikipedii czytamy: Wilhelm prowadził życie arystokratycznego bon vivanta. Był typowym dandysem – typem przesadnie dbającego o wykwintne maniery i zgodny z ostatnimi wymogami modny strój, arystokratycznym elegantem. Miał upodobanie do koni wyścigowych, szybkich samochodów i pięknych kobiet.
Tydzień Sportu był zapewne dla niego okazją do doskonałej rozrywki. Zachowało się zdjęcie, na którym roześmiany następca tronu na korcie tenisowym w Sopocie prowadzi pod rękę dwie rozweselone panie. Nie wiemy, kiedy dokładnie wykonano to zdjęcie, nie jest jednak wykluczone, że stało się to tuż przed meczem Wisły. Niemiecka prasa relacjonowała bowiem, że Wilhelm na boisko piłkarskie udał się prosto z turnieju tenisowego. Humor musiał mu się bardzo pogorszyć, gdy oglądał, jak przyjezdni Polacy demolują mistrza niemieckiego Pomorza.
Niemiecka prasa w superlatywach opisywała grę Wisły. Relacje z Danziger Zeitung czy z Danziger Neuste Nachrichten są o tyle ciekawe, że wiele miejsca poświęcają na omówienie stylu Wisły - w tym samym czasie prasa galicyjska nie zamieszczała tak szczegółowych sprawozdań. Możliwe, że krakowscy reporterzy byli przyzwyczajeni do takiej taktyki i nie zwracali na nią uwagi, dla Niemców z Pomorza była to jednak nowość. Wisła grała bowiem to, co zyskało sobie miano "krakowskiej piłki", a co wówczas określano też jako "szkołę wiedeńską". Doskonałą definicję takiej gry znajdujemy właśnie w gdańskiej prasie z 1912 roku:
Goście z Galicji okazali się dobrzy. Są świetnie wyszkolonym zespołem słowiańskiego typu, z wyraźną wiedeńską szkołą: więcej żonglują piłką, niż biegają. Piłka chodzi od jednego gracza do drugiego, jest zagrywana z powrotem i wraca i także przed bramką nie jest inaczej traktowana. Kombinują nawet niemal na linii bramkowej, gdy nasi napastnicy strzelają z daleka. Trzeba przy takiej grze w wysokim stopniu panować nad piłką, w czym krakowianie na swój sposób celują.
Styl ten w Sopocie okazał się bardzo skuteczny. W swoim drugim meczu Wisła pokonała reprezentację Pomorza 2:1. Nie zachowały się żadne świadectwa tego, by Wilhelm Hohenzollern oglądał także drugie spotkanie Wisły - możliwe, że przezornie omijał wtedy plac Mancowy.
Właśnie - na koniec kilka słów poświęcić można ówczesnemu boisku. Mancami nazywano sieci rybackie. Po połowach sieci należało wysuszyć i w XIX wieku rybacy wykorzystywali do tego fragment parku ciągnącego się wzdłuż wybrzeża. Na początku XX wieku na terenie tym zaczęto organizować różne imprezy i festyny, a trawiasty teren nadawał się tez pod boisko piłkarskie.
Do dalszej lektury polecamy:
*sprawozdanie z meczu 1912.07.06 BuEV Danzig - Wisła Kraków 2:8
*sprawozdanie z meczu 1912.07.09 Reprezentacja Pomorza - Wisła Kraków 1:2
*"Sopocka victoria" - artykuł Ryszarda Wasztyla z 1986 roku
Panorama Sopotu w 1915 roku. Otwarty teren po środku zdjęcia to Plac Mancowy, na którym Wisła rozegrała swoje mecze. Źródło: muzeumpolski.pl
Zoppot - bo tak się wówczas nazywało to miasto - był jednym z najpopularniejszych kurortów Drugiej Rzeszy Niemieckiej. Prowadzono szereg działań, by jeszcze bardziej podnieść jego atrakcyjność - jako przykład podać można otwarcie w 1909 roku Opery Leśnej (Die Waldoper). Tak samo traktować można Sopocki Tydzień Sportowy (Zoppoter Sportwoche), który co roku umilał kuracjuszom czas zawodami jeździeckimi, turniejami tenisa czy meczami piłki nożnej.
O randze tej imprezy świadczy zaangażowanie najwyższych funkcjonariuszy państwa. W 1912 roku Tydzień Sportowy otwierał generał August von Mackensen, stacjonujący w Gdańsku dowódca 17 Korpusy Armijnego, zawodom przyglądał się i w niektórych osobiście uczestniczył następca tronu Cesarstwa Niemieckiego, Wilhelm Hohenzollern!
Charakterystyczna postać Augusta von Mackensen z czapką z trupią główką - symbolem Huzarów Śmierci, jak nazywano pułk kawalerii
Jak doszło do tego, że zaproszenie do Sopotu otrzymała Wisła, tego niestety nie wiemy. Jest to dość zaskakujące, Wisła wcześniej miała kontakty z piłkarstwem niemieckim tylko za sprawą klubów wrocławskich. Może za ich pośrednictwem nawiązane zostały relacje z Sopotem? Tak czy inaczej w lipcu 1912 roku Wiślacy zameldowali się w "Copotach", jak pisała polska prasa.
Warto zaznaczyć, że w Galicji piłkarzami byli przeważnie uczniowie i studenci, z końcem roku szkolnego kończył się też sezon piłkarski, gdyż młodzi zawodnicy najczęściej rozjeżdżali się na wakacje do domów rodzinnych i boiska pustoszały. By wziąć udział w Sopockim Tygodniu Sportowym Wiślacy musieli więc odpowiednio dostosować swoje rodzinne plany.
W Sopocie Biała Gwiazda rozegrała dwa mecze. 6 lipca 1912 roku Wisła rozgromiła Ballspiel und Eislaufvereins Danzig (Gdański klub futbolu i jazdy na lodzie) 8:2! Ten wynik sam w sobie jest sensacyjny, ale urasta do rangi wielkiego triumfu w obliczu faktu, że spotkaniu przyglądał się... sam Wilhelm Hohenzollern! Echa tego dotarły do Krakowa i dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, jaką radość musieli czuć Polacy żyjący w czasach zaborów, gdy w Ilustrowanym Kurierze Codziennym czytali takie zdanie:
Interesującemu matchowi przypatrywał się z żywem zaciekawieniem następca tronu pruskiego załogujący w Gdańsku, przez blisko godzinę i to w czasie, gdy „Wisła” jeden za drugim goalem strzelała w bramkę gdańskich przeciwników.
Zapewne wśród wczasowiczów w Sopocie także nie brakowało Polaków, dla których takie zwycięstwo musiało mieć bardzo słodki smak. Dla Wisły ten wyjazd był też okazją do nawiązania kontaktów z Polakami ponad granicami zaborów - gracze Wisły zwiedzali Oliwę i Gdańsk, gdzie byli gorąco witani przez miejscowych Polaków.
A Kronprinz Wilhelm? Na stronach wikipedii czytamy: Wilhelm prowadził życie arystokratycznego bon vivanta. Był typowym dandysem – typem przesadnie dbającego o wykwintne maniery i zgodny z ostatnimi wymogami modny strój, arystokratycznym elegantem. Miał upodobanie do koni wyścigowych, szybkich samochodów i pięknych kobiet.
Tydzień Sportu był zapewne dla niego okazją do doskonałej rozrywki. Zachowało się zdjęcie, na którym roześmiany następca tronu na korcie tenisowym w Sopocie prowadzi pod rękę dwie rozweselone panie. Nie wiemy, kiedy dokładnie wykonano to zdjęcie, nie jest jednak wykluczone, że stało się to tuż przed meczem Wisły. Niemiecka prasa relacjonowała bowiem, że Wilhelm na boisko piłkarskie udał się prosto z turnieju tenisowego. Humor musiał mu się bardzo pogorszyć, gdy oglądał, jak przyjezdni Polacy demolują mistrza niemieckiego Pomorza.
Skład Wisły zapisany szwabachą w gazecie Danziger Neuste Nachrichten. Trochę wysiłku wymagało odczytanie tych nazwisk, ale wiemy już, że Biała Gwiazda zagrała w następującym zestawieniu: Szubert, Pustelnik, Bujak, Zawodny, Szczerbiński, Polaczek, Adamski, Olejak, Przystawski, Zawisza, Romański ("Kusy"). Ustawienie to oczywiście klasyczne dla owych lat 2-3-5. Skan gazety został udostępniony dzięki uprzejmości p. Piotra Chomickiego.
Niemiecka prasa w superlatywach opisywała grę Wisły. Relacje z Danziger Zeitung czy z Danziger Neuste Nachrichten są o tyle ciekawe, że wiele miejsca poświęcają na omówienie stylu Wisły - w tym samym czasie prasa galicyjska nie zamieszczała tak szczegółowych sprawozdań. Możliwe, że krakowscy reporterzy byli przyzwyczajeni do takiej taktyki i nie zwracali na nią uwagi, dla Niemców z Pomorza była to jednak nowość. Wisła grała bowiem to, co zyskało sobie miano "krakowskiej piłki", a co wówczas określano też jako "szkołę wiedeńską". Doskonałą definicję takiej gry znajdujemy właśnie w gdańskiej prasie z 1912 roku:
Goście z Galicji okazali się dobrzy. Są świetnie wyszkolonym zespołem słowiańskiego typu, z wyraźną wiedeńską szkołą: więcej żonglują piłką, niż biegają. Piłka chodzi od jednego gracza do drugiego, jest zagrywana z powrotem i wraca i także przed bramką nie jest inaczej traktowana. Kombinują nawet niemal na linii bramkowej, gdy nasi napastnicy strzelają z daleka. Trzeba przy takiej grze w wysokim stopniu panować nad piłką, w czym krakowianie na swój sposób celują.
Styl ten w Sopocie okazał się bardzo skuteczny. W swoim drugim meczu Wisła pokonała reprezentację Pomorza 2:1. Nie zachowały się żadne świadectwa tego, by Wilhelm Hohenzollern oglądał także drugie spotkanie Wisły - możliwe, że przezornie omijał wtedy plac Mancowy.
Właśnie - na koniec kilka słów poświęcić można ówczesnemu boisku. Mancami nazywano sieci rybackie. Po połowach sieci należało wysuszyć i w XIX wieku rybacy wykorzystywali do tego fragment parku ciągnącego się wzdłuż wybrzeża. Na początku XX wieku na terenie tym zaczęto organizować różne imprezy i festyny, a trawiasty teren nadawał się tez pod boisko piłkarskie.
Plac Mancowy na współczesnym zdjęciu satelitarnym Sopotu. Źródło: google maps
Plac Mancowy tuż po I Wojnie Światowej. Źródło: dawnysopot.pl
Do dalszej lektury polecamy:
*sprawozdanie z meczu 1912.07.06 BuEV Danzig - Wisła Kraków 2:8
*sprawozdanie z meczu 1912.07.09 Reprezentacja Pomorza - Wisła Kraków 1:2
*"Sopocka victoria" - artykuł Ryszarda Wasztyla z 1986 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz